Lydia
Miałam
mieszane uczucia, co do Marco. Z jednej strony był niesamowicie przystojny,
ciągnęło mnie do niego jak do nikogo jeszcze, a z drugiej strony obawiałam się
go. Nie znałam powodu tego strachu, jednak z każdym jednym naszym spotkaniem
pogłębiał się. Marco był tym typem faceta, z którym chcesz się umówić za
wszelką cenę jednak wszyscy ci to odradzają, robisz po swojemu i potem
żałujesz. Może obawiałam się go, bo przypominał mi Thomasa? Kto to wie? Patrząc
na to z boku musiałam przyznać, że panowie różnią się od siebie tylko wyglądem,
a i to tylko częściowo. Obydwoje byli wysocy, przystojni, wysportowani. Mieli
magiczne, przyciągające spojrzenie, byli pewni siebie i mieli w sobie coś,
przez co nie mogłam przestać o nich myśleć. Nie podobała mi się ilość podobieństw,
które odnalazłam w obydwóch panach. Jednak od dziecka słyszałam, że mam nie
oceniać książki po okładce. Postanowiłam dać szansę Marco, nawet, jeśli to
miało być nasze ostatnie spotkanie.
Siedzieliśmy
razem w kuchni Marcela, wszyscy milczeliśmy, nie wiedząc, co powiedzieć.
Krępującą ciszę przerwał gospodarz, odchrząknął i spojrzał na przyjaciela.
- Słuchaj,
mam pewną sprawę do załatwienia, mógłbyś mi pomóc Marco? – Reus spojrzał na
Fornella wyraźnie zdziwiony, przełknął resztkę naleśnika i pokiwał głową.
- Nie ma
problemu. Zawsze do usług.
Nie
rozmawiali więcej na ten temat, Marco zapytał Marcela jak idą mu treningi po
pauzowaniu, a ten opowiedział nam historię o nowym tancerzu w drużynie, który
wcale nie jest tak utalentowany jak wszyscy mówią.
Rozmowa się
kleiła, gładko przechodziliśmy z tematu na temat i prawdopodobnie mogliśmy za
to dziękować tylko Marcelowi, ciągle wtrącał jakąś zabawną historyjkę z życia,
przy okazji wtrącając nowy temat. Jednak, kiedy temat zszedł na sport umilkłam,
niewiele miałam do powiedzenia w tym temacie. Owszem, interesowałam się piłką
nożną na tyle, że wiedziałam, że Ronaldo gra w Realu, Messi w Barcelonie, Auba
w BVB. Jednak nie rozróżniałam Premier League od El Clasico, nie wiedziałam,
kiedy toczy się walka o puchar Ligi Mistrzów, nie orientowałam się kiedy są
mecze. Znałam tylko terminy gry Borussi, dla Auby, to głównie jego podziwiałam
na boisku i mniej więcej kojarzyłam jego kolegów z boiska. Nie byłam zapaloną
fanką sportu, nie lubiłam tracić czasu na siedzenie w domu i oglądanie meczy,
wolałam wyjść na dwór i pobiegać, jednak coś czułam, że przez ostatnie
wydarzenia będę zmuszona nauczyć się żyć ze sportem tylko na ekranie.
„Przecież
wielu ludzi tak robi, nie rób z siebie ofiary. Nie jesteś jedyna.” – Irytujący
głosik odezwał się w mojej głowie. To prawda, robiłam z siebie ofiarę. Przecież
stanę na nogi, lekarz powiedział, że są szanse. Jeśli tylko będę ćwiczyć i
próbować to mi się uda. Musiałam w to
uwierzyć, jednak tak ciężko było mi w to uwierzyć, kiedy nie mogłam poruszyć
nogami, nawet palcami u stóp. Nie mogłam się zmusić do choćby najmniejszego
ruchu. To mnie przytłaczało, skoro nie mogłam poruszyć stopą, to jak miałam
znowu chodzić? Jak miałam znów założyć szpilki i dumnie się w nich prezentować?
Jak miałam biegać?
- Lydia? –
Z letargu wyrwał mnie głos Marcela, dopiero po chwili zrozumiałam, że mężczyźni
czekają na moją odpowiedź. Zamyślona nawet nie usłyszałam pytania.
- Mógłbyś
powtórzyć? Nie usłyszałam.
- Pytałem
czy obrazisz się, jeśli teraz wyjdziemy, musimy coś załatwić. Obydwoje.
Miałabym
chwilę, żeby pomyśleć, sama. Tak bardzo potrzebowałam samotności.
- Nie mam
nic przeciwko. Powodzenia.
Mężczyźni
się ociągali, chodzili powoli, wolno zbierając wszystkie swoje rzeczy,
szczególnie Marcel. Ubierał się wolno, ciągle czegoś szukał biegając z pokoju
do pokoju. Jeśli tak wyglądała jego codzienna poranna toaleta to pozostawało mu
tylko współczuć, nie ma szans, żeby się z czymkolwiek wyrobił. Po prawie
godzinie przygotowań Marcel wraz z Marco wyszli, Fornell kazał mi na siebie
uważać mówiąc, że jeśli gorzej się poczuję to mam od razu dać mu znać i
zadzwonić. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i kazałam iść już do Marco. Nie
lubiłam jego troskliwości, owszem był uroczy, że tak o mnie dbał, ale nie
widziałam w tym sensu, jestem zdrową kobietą. Po prostu nie mogę chodzić.
Marco
Od rana
Marcel zachowywał się dziwnie. Co najmniej jakby coś ostro wytrąciło go z
równowagi, na ciele przyjaciela łatwo dostrzegłem liczne ślady bójki, nie
chciał wyjawić powodu dopóki razem nie wsiedliśmy do mojego samochodu.
Fornell
wygodnie usiadł na fotelu, po czym zapiął pasy niczym wzorowy pasażer. Podał mi
adres, pod który mam jechać i przesunął sobie fotel lekko w tył, aby mieć
więcej miejsca na nogi.
- Naprawdę
nie wiem jak możesz tak jeździć Marco, przecież to cholernie niewygodne.
- Po
pierwsze nie jeżdżę na miejscu pasażera. – Powiedziałem wsadzając kluczyk w
stacyjkę. – Po drugie, nie mam dwumetrowych nóg. A po trzecie na tym fotelu
jeżdżą głównie kobiety rzadko, kiedy w długie trasy. – Marcel skwitował moją
wypowiedź śmiechem.
- Zamiast
się śmiać, mógłbyś mi powiedzieć, z kim się biłeś?
Wyjrzał przez szybę i zaczął się
przyglądać kobiecie jadącej na rowerze kawałek przed nami. Kiedy ją
wyprzedziłem głośno westchnął.
- Skąd
podejrzenie, że się biłem?
- Po
pierwsze masz zdartą skórę na knykciach, a po drugie poharataną twarz. –
Powiedziałem ukradkiem na niego spoglądając. – Nie wmówisz mi, że spadłeś ze
schodów.
- Biłem się
z byłym Lydii. Facet przyszedł i zaczął ją wyzywać. – Skrzywił się. – Dosyć
specyficzny koleś, pomożesz mi dziś z nim właśnie.
Gwałtownie
zatrzymałem samochód na czerwonym świetle, Marcel poleciał na przednią szybę,
zaklął siarczyście pod nosem i spojrzał na mnie.
- Czy ty
się dobrze czujesz? Chciałeś mnie zabić?
- Po prostu
przestrzegam zasad ruchu drogowego.
Fornell zmierzył mnie spojrzeniem i wzruszył ramionami.
- Nie
musisz ze mną iść, ja nienawidzę chamstwa wobec kobiet, wiesz, że mi na niej
zależy. – Przeniósł wzrok na własne dłonie. – Więc mam zamiar wymierzyć
sprawiedliwość.
Pokiwałem
głową i do końca trasy milczeliśmy. Usiłowałem przemyśleć kilka spraw ale
nucenie Marcela przy każdej możliwej lecącej z radia piosence mnie
dekoncentrowało. Nie mogłem się skupić, więc uważnie patrzyłem na drogę nie
chcąc zarobić kolejnego w karierze mandatu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce
Fornell wręcz wyskoczył z samochodu głośno trzaskając drzwiami? Cicho
przekląłem i wysiadłem.
Dzielnica w
której wylądowaliśmy wyglądała po prostu obskurnie. Graffiti na murach, brudne
ślady na kamienicach, odpadający tynk i unoszący się zapach starości, moczu. W
niektórych miejscach przy oknach stały kobiety uważnie się nam przyglądające
jakbyśmy byli jakimś ewenementem na tej ulicy. Uważnie przyjrzałem się
kamienicy w której rzekomo miał mieszkać były Lydii i w myślach się
przeżegnałem. Drzwi do kamienicy były odrapane z brązowej farby, tynk odchodził
płatami a napisy na klatce wychwalały albo obrażały formacje o których
słyszałem pierwszy raz w życiu.
Okropny
widok. Nie mógłbym mieszkać w aż tak zapuszczonej dzielnicy, mimo największych
chęci sam zapach unoszący się w powietrzu skutecznie mnie odrzucał. Pod
skrzynkami na listy leżał mężczyzna, miał na sobie ciemną dużą kurtkę i to on
był źródłem odrzucającego zapachu na klatce, mamrotał coś raz po raz sięgając
po butelkę z trunkiem.
Były Lydii
mieszkał na trzecim piętrze, zanim z Marcelem weszliśmy na odpowiednie piętro
zaczęliśmy współczuć wszystkim zamieszkującym tę kamienice ludziom, na każdym
piętrze dało się słyszeć krzyk, ewentualnie jęk, obrzydliwy zapach towarzyszył
nam aż do samego końca. Nie miałem pojęcia jak ludzie mogą mieszkać w aż tak
karygodnych warunkach.
Stojąc pod
drzwiami mężczyzny Marcel zapukał gwałtownie, czekaliśmy kilka minut zanim w
drzwiach pojawił się wysoki, pijany mężczyzna.
- Czego
jeszcze ode mnie chcesz? – Zapytał lustrując wzrokiem mojego przyjaciela
następnie mnie.
-
Porozmawiać. – Przeszedł obok mężczyzny i wszedł do środka.
Mieszkanie
było małe i brudne, naprawdę brudne. Na szafkach była warstwa kurzu, ubrania
leżały porozrzucane, w powietrzu unosił się zapach alkoholu. W pomieszczeniu,
które udawało salon na podłodze leżało kilka butelek po trunku, nie zapowiadała
się przyjemna rozmowa.
Marcel
zrzucił z sofy ubrania ewidentnie nienależące do byłego Lydii tylko do jakiejś
kobiety i usiadł. Jak Lydia mogła być z kimś takim?
- Nie
zaproponujesz nam herbaty Thomas? – Spytał Marcel podziwiając stos paczek po
papierosach w kącie pokoju.
- Czego ode mnie chcesz? Myślisz, że
jak przyjedziesz do mnie z gwiazdeczką Dortmundu to się przestraszę? Grubo się
mylisz.
- Źle mnie
rozumiesz kolego, chcę jedynie byś zostawił Lydię w spokoju. Nie zasłużyłeś na
nią i nie masz prawa się do niej zbliżać.
Thomas
roześmiał się i spojrzał kpiąco na mojego przyjaciela.
- Lydia to
zwykła szmata, nie będzie miała lepszego niż ja.
W Marcelu
zakipiało, zerwał się z obskurnej sofy i wymierzył przeciwnikowi cios prosto w nos,
z którego niemal natychmiast buchnęła krew. Thomas się zatoczył i naparł na
Fornella, który w ostatniej chwili uskoczył, przez co pijany mężczyzna wpadł na
szklany stolik rozbijając go na kawałki. Nie myśląc wiele podbiegłem do niego i
wraz z Marcelem powaliliśmy go na ziemię, Thomas usiłował się rzucać, ale spływająca
z rozciętego czoła krew zasłaniała mu widok. Tancerz kilka razy kopnął
przeciwnika w twarz, w brzuch i inne ciężkie do określenia miejsca, przez co Thomas
jedynie posapywał z bólu.
Nie lubiłem
przemocy, całe życie byłem zdania, że Marcel również. Lecz teraz, kiedy widziałem
na ziemi ciało jego ofiary zacząłem się zastanawiać czy dobrze oceniłem
przyjaciela.
Fornell
patrzył na jęczącego z bólu Thomasa i uśmiechał się szyderczo. Kucnął przy nim
i spojrzał mu prosto w oczy.
- Nigdy
więcej nie waż się obrazić Lydii.
Wstał,
otrzepał kurtkę, na której osiadło trochę kurzu z okolicznych półek i ruszył do
drzwi, pobiegłem za nim.
Przejście tego
samego kawałka zajęło nam dużo mniej czasu, w Marcelu dalej buzowało, miałem
wrażenie, że wszyscy jakby się pochowali i ucichliby zobaczyć, kto tak oprawił
ich „ukochanego” sąsiada z trzeciego piętra. Nawet pan leżący pod skrzynkami
zniknął, niestety zapaszek zostawił.
- Marcel
mógłbyś mi wyjaśnić, co się tam stało? – Zapytałem, kiedy wyjeżdżaliśmy już z
obskurnej dzielnicy, za co dziękowałem Bogu.
- Nie lubię
chamstwa wobec kobiet.
-
Powtarzasz się.
- Co miałem
zrobić? Czekać aż znowu przyjdzie i zacznie wyzywać Lydię? Zrozum, że w momencie,
w którym zachował się jak zachował przestał być dla mnie mężczyzną. Należało mu
się.
- Nie mówię,
że mu się nie należało, ale na Boga Marcel, nie wiem czy on wstanie.
- Daj
spokój Marco.- Żachnął się. – Nie uderzyłem go mocno. – Wzruszył ramionami. –
Może nauczy się, że kobiety się szanuje.
Do końca
drogi milczeliśmy, jeśli można milczeniem nazwać śpiewanie Marcela. Zastanawiałem
się przez cały czas, co takiego musiał zrobić Thomas Lydii, że Fornell aż tak
się na niego zawziął, nigdy nie widziałem w jego oczach tak wielkiej agresji
jak dziś.
Kiedy
weszliśmy do domu Lydia nadal siedziała w tym samym miejscu, nie ruszyła się
nawet na krok i to mnie zaczęło zastanawiać. Czemu kobieta przez dwie godziny
się nie ruszyła? Zająłem miejsce obok niej, uśmiechnęła się delikatnie,
chciałem ją o coś zagadać, ale nie za bardzo wiedziałem, jaki temat mogę
poruszyć. Po chwili dołączył do nas Marcel stawiając na stole butelkę wódki.
Lydia
Po
pojawieniu się w domu Marcela i Marco chłopaki lekko odpłynęli, widziałam na
rękach Marcela zaschniętą krew, jednak nie pytałam go o nic. Nie chciałam
wiedzieć czyja to krew, byłam wystarczająco przerażona wczorajszym wieczorem.
Podczas
nieobecności mężczyzn przemyślałam kilka rzeczy, przede wszystkim doszłam do
wniosku, że zainteresowanie Marcela moją osobą jest, co najmniej dziwne. Nigdy
wcześniej nie interesował się mną aż tak bardzo, nie wiedziałam czy było to
spowodowane moją niepełnosprawnością czy czymś innym. Jeśli tak, co to mogło
być? Mogłam się zgodzić, że zawsze mieliśmy dobry kontakt, od samego początku
go polubiłam tak jak on mnie, jednak pozostawał tylko moim sąsiadem, nikim
innym. Obawiałam się momentami, że inaczej odbiera moje zachowanie, szczególnie
teraz, kiedy poniekąd jestem zdana na jego łaskę i niełaskę, kiedy Mia nie może
się mną zająć robi to właśnie on. Byłam mu cholernie wdzięczna za wszystko, co
dla mnie robi, ale obawiałam się, czego może chcieć w zamian.
Mężczyźni
szybko opróżnili pierwszą butelkę i zabrali się za drugą, nie pojadali niczym
ani nie popijali w związku, z czym alkohol bardzo szybko trafił do krwi.
Śpiewali, śmiali się i dokazywali jak prawdziwi pijani faceci a ja śmiałam się
razem z nimi. Picia alkoholu odmówiłam, mimo, że bardzo tego chcieli. Nie
lubiłam tracić nad sobą kontroli szczególnie, jeśli w pobliżu znajdował się
ktoś obcy, w tym przypadku Marco. Mężczyzna zaskakująco podobny do Thomasa,
jednak wzbudzał moje zaufanie, mimo swojego stylu bycia. Był dla mnie zbyt pewny
siebie, tryskał optymizmem, wiecznie się uśmiechał, za tą maską wesołości
musiało się coś kryć, pytanie tylko, co?
Po drugiej
panowie stracili nad sobą kontrolę, na stole stały już dwie opróżnione butelki
i jedna w połowie. Nie przywykli do spożywania dużych ilości alkoholu, co było
widać po ich zachowaniu, powoli zaczęli się zataczać. Po chwili Marco uznał, że
musi iść do toalety i ledwo dowlókł swoje prawie, że, bezwładne ciało do
łazienki, zostałam sama z pijanym Marcelem, to nie mogło skończyć się dobrze.
- Lydia? –
Bardziej wybełkotał niż powiedział, ale pokiwałam głową na znak, że rozumiem. –
Już od dawna chciałem ci powiedzieć, że cię kocham.
Zachłysnęłam
się pitą wodą i spojrzałam na niego. Jego niebieskie oczy pełne były
oczekiwania, czekał na moją reakcję a ja nie mogłam powiedzieć ani słowa.
Marco
Wracając z
toalety usłyszałem jak Marcel wyznaje miłość Lydii, nie chciałem im
przeszkadzać. Fornell wiele razy powtarzał, że mu na niej zależy, więc nie
mogłem przerwać tak podniosłego momentu, nie sądziłem, że przełamie się i wyzna
swoje uczucia kobiecie. Zawsze był raczej nieśmiały, jednak alkohol zrobił
swoje. W związku z tym, że w mieszkaniu Marcela dźwięki bardzo się niosły a ja
nie chciałem ich podsłuchiwać wyszedłem z bloku na zewnątrz.
Wdychając
nocne powietrze rozglądałem się po okolicy, która wydawała się dziwnie
spokojna. Wiał lekki wiatr, noce nadal były zimne, ale niebo było czyste. Wpatrując
się w gwiazdy nie zauważyłem, kiedy po moich bokach pojawiło się dwóch
mężczyzn. Szeptali między sobą, usłyszałem imię Marcela i Thomasa. Zacząłem się
wycofywać do klatki, jednak wpadłem na trzeciego mężczyznę.
- Mam nadzieję,
że się nie spieszysz, musimy sobie porozmawiać. – Uderzył mnie w twarz, upadłem
na kolana całkowicie tracąc równowagę.
- Nie ma,
co się z nim pieścić! – Poczułem jak coś ostrego wbija mi się między żebra,
upadłem na krawężnik i nagle świat pochłonęła całkowita ciemność, nie widziałem
już gwiazd.
Jestem i ja!
Wiem, że rozdział miał pojawić się już dawno, dawno temu, ale co poradzić, jestem leniem z natłokiem obowiązków. Wygrana Polaków dała mi tak duży zastrzyk energii, że rozdział powstał! :D Przepraszam za zwłokę!
Rozdziały u Was nadrobię tak szybko jak tylko będę mogła. Kończy się rok szkolny, więc przybywam z większą ilością czasu, z energią (wszystko dzięki Euro! tęskniłam za tymi emocjami) i zapałem do pracy. Spodziewajcie się mnie u Was na blogach w przyszłym tygodniu, w ten piątek wystawienie ocen, więc wreszcie będę miała czas na bloggera :D
Pozdrawiam cieplutko i liczę na komentarze! ♥
Co oni zobili biednemu Reusowi? :o Nie powinno się kończyć w takich momentach, bo czytelnicy mogą dostać zawału ;D Od początku nie podobał mi się ten pomysł Marcela... :/ Czekam na nexta xo Pszczółka Emma
OdpowiedzUsuńZa tą końcówkę powinnaś oberwać! Dlaczego? ;c
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Przepraszam, że tak krótko, ale powoli wracam do systematycznego komentowania, więc muszę nadrobić trochę zaległości. Mam nadzieję, że zrozumiesz i mi to wybaczysz.
Ściskam. ;**
Miałam skomentować? Miałam.
OdpowiedzUsuńA więc dzień dobry:))
Pewnie tak jak ty mnie (jeśli przeczytasz:)) ) tak ja ciebie chcę zabić za końcówkę (jak każdy!). Jeśli Marco-Dureń-Heros-Wściekła Pięść straci pamięć to padnę.
A ty złap kochana wenę bo ją marnujesz. Nie zamierzałam ci dokopać do tyłka ale chyba się na tym skończy. Powinnaś siąść i pisać dalej, bo robisz to rewelacyjnie! To szczyt wszystkiego tak jak to, że Marcel (Robin?..zawsze ich mylę,cholera jasna..) wyznał jej miłość. Mam nadzieję, że niedługo coś tu się pojawi!:)
Dużo weny..i kopniaków w tyłek;)
Buziaki kochana! <33
Rozdział opublikowany tak dawno temu, a mnie wciąż tu nie było... Wstyd! Proszę o wybaczenie ^^" Teraz, mając wakacje, postaram się być zawsze na czas.
OdpowiedzUsuńOkay, wróćmy do rozdziału. Czytałam go już jakiś czas temu, więc przepraszam, jeśli pomieszają mi się jakieś fakty xD
Uuu, Marcel, nie podobają mi się akty przemocy. Jestem przeciwniczką takiego postępowania, uważam, że wszystko da się załatwić polubownie. Z drugiej strony, gdy pomyślę o tym typie, hmm, jednak staję się fanką Marcela. I w pełni popieram jego zachowanie. W sumie to zastanawiam się teraz, dlaczego Lydia zaczęła się z nim w ogóle zadawać. Przecież stać ją na kogoś o wiele lepszego.
Nie podoba mi się wyznanie Marcela. Myślę, że mogło postawić Lydię w niezręcznej sytuacji, co więcej: nie jestem fanką obietnic/wyznań po pijaku. Chyba nikt nie jest. Jestem ciekawa, czy po wytrzeźwieniu będzie o tym pamiętał xD
Marco, nie! Boję się tego, co oni mogli mu zrobić. Mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że pojawiły się noże i krawężnik, nie wróżę nic dobrego. Ale nie chcę być czarnowidzem. Poczekamy, zobaczymy! :D
No to ten... Czekam xD
Pozdrawiam gorąco i życzę dużo weny.
A w przyszłości zapraszam również do siebie. Wkrótce powinnam opublikować coś u Luki :3
O matko boska. Tyle jestem w stanie z siebie wydusić. Serce zaczęło mi dudnić sto razy na minutę... Nie, nie chce sobie wyobrażać tej ostatniej sceny. Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że nie będzie aż tak źle :/
OdpowiedzUsuńObietnice po dwóch butelkach na dwóch? Kolejnego dnia Marcel nie będzie nic pamiętał, a jeśli tak, to pewnie mocno tego pożałuje.
Wracaj szybko, bo mnie chyba ciekawość zje!
Pozdrawiam i weny życzę! :))
O. Ja. Pierdole. Umarłam. Nie. Żyję. To. Jest. Żart.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ten rozdział już dawno i dopiero teraz komentuję za co bardzo przepraszam ! Chyba musiałam ochłonąć, chociaż teraz jak przeczytałam go ponownie to znowu powinnam ochłonąć. Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz dziewczyno ?! Mój biedny Marco tak brutalnie zaatakowany ... och, aż mnie żal ściska za serce ! Wierzę, że jakby był trzeźwy to by sobie z nimi poradził, ale jak wiadomo niestety alkohol często osłabia ludzi (chociaż oni twierdzą, że jest inaczej).
Lydia - Marcel - Marco ... hmm ... kiepsko. Bo ja wierzę, że Lydia będzie z Marco, ALE Marco jest przyjacielem Marcela, A Marcel kocha Lydię. Jezu co za trójkącik :D hehe ... :P biedny Marcel jak się okażę, że nie ma szans u panny L. Będę suką, ale czy naprawdę Marcel nie widzimy, że ona nic do niego nie czuję ? Przepraszam, ale czemu faceci mówią, że są spostrzegawczy, chociaż tak nie jest ?! Ehhh ...
Do następnego kochana :*
Buzioleee <3