Lydia
Siedząc samotnie w domu wreszcie miałam chwilę by odetchnąć. Od mojego powrotu do domu minął już ponad miesiąc. Był środek maja, a pogoda w tym roku dopisywała. Ciepłe promienie słońca wdzierały się do mojego mieszkania przez spore okna. Kochałam słońce, bijące od niego ciepło i tą atmosferę, która się pojawiała, kiedy wisiało na niebie. Zdawało mi się, że ludzie są dla siebie milsi i bardziej serdeczni, kiedy świeci słońce. Ja zawsze byłam o wiele szczęśliwsza, nie lubiłam, kiedy cokolwiek przysłaniało jego blask.
Po raz pierwszy od paru tygodni byłam sama. W
moim domu, co chwilę się ktoś pojawiał, jakby wszyscy myśleli, że nie dam sobie
rady sama. Prawda była taka, że we wszystkim bym sobie poradziła, potrzebowałam
jedynie pomocy przy ubieraniu i myciu się. Resztę rzeczy byłam w stanie wykonać
sama, jednak sprawiało mi to ogromną trudność. Moi przyjaciele chyba to
dostrzegali, dlatego postanowili mi pomóc za wszelką cenę. Byłam im naprawdę
wdzięczna jednak sytuacja ta nie mogła trwać wiecznie. Kiedyś założą swoje
rodziny i nie będą mieli czasu na pomaganie mi w każdej czynności.
Mia
przyjeżdżała codziennie rano, pomagała mi w porannej toalecie i ubraniu się.
Robiła mi również śniadanie i szykowała przekąski na cały dzień. Kilka minut po
jej wyjściu zawsze pojawiał się Marcel z uśmiechem niosącym pociechę.
Spędzaliśmy przyjemne kilka godzin w swoim towarzystwie. Naprawdę mi pomagał.
Dzięki niemu widziałam światełko w tunelu. Równo o szesnastej pojawiała się
Mia, żeby zawieźć mnie na rehabilitację. Po powrocie jadłyśmy razem kolacje i
Mia jechała do domu, żeby zająć się swoim własnym życiem i moją kochaną Coco.
Tracili na mnie zbyt wiele czasu i bardzo mi to przeszkadzało. Wiele razy
proponowałam, że wynajmę jakąś opiekunkę jednak mi nie pozwalali.
Korzystając
z wolnego czasu postanowiłam przejrzeć pocztę, która już od kilku dni leżała na
stosiku nieruszona. Z ogromnym wysiłkiem podjechałam do stolika i położyłam
listy na kolanach. Przeglądając pierwsze koperty nie znalazłam niczego
ciekawego, rachunki, reklamy, powiadomienia o kolejnych „wygranych” w
przeróżnych konkursach i jeden list, który szczerze mnie zadziwił. Nie miał na
sobie logo żadnego banku ani niczego takiego. Była to zwykła prosta biała
koperta z moim nazwiskiem wypisanym pięknymi kształtnymi literami. Zanim ją
otworzyłam kilka razy przewróciłam ją w dłoniach. Westchnęłam cicho i
rozerwałam klej.
Przed
oczami miałam długi list napisany ręcznie, eleganckim charakterem pisma.
„Szanowna Pani Fischer,
Zostaliśmy
powiadomieni o Pani wypadku, z przykrością musimy stwierdzić, że ze względu na
Pani nieobecność na egzaminie z języka prowadzącego sesja nie zostaje
zaliczona. W normalnych warunkach groziłoby to wydaleniem z uczelni, nie
zgłosiła się Pani również na egzamin poprawkowy, oraz nie osiągnęła Pani normy
frekwencyjnej. Jednak ze względu na okoliczności, przez, które nie mogła Pani
dotrzeć na egzaminy oraz zajęcia postanowiliśmy dopuścić Panią do egzaminu
poprawkowego z zakresu materiału całego semestru. Egzamin pisemny odbędzie się
z trzech języków (A, B, C), natomiast egzamin ustny tylko z dwóch języków (B, C).
Prosimy o pilny kontakt z rektoratem w tej sprawie.
Kwiecień, 2015
Elke
Heidenreich
REKTOR”
Przeczytałam
list kilka razy i nie wierzyłam w to, co widzę. Czy to oznaczało, że miałam
szansę zaliczyć semestr? Nie musiałabym ponownie aplikować na studia? W moim
sercu coś się poruszyło, poczułam, że teraz może być już tylko lepiej.
Wybrałam
numer rektoratu w mojej uczelni i czekałam aż połączenie się zacznie. Nerwowo
pukałam paznokciami w obicie wózka i przygryzałam wargę zastanawiając się, kiedy
wyznaczą mi termin egzaminu. Obawiałam się również katedry, w której miałam
pisać egzamin. Wszystko zależało od egzaminatora, który miał mnie przyjmować w
danym terminie.
-
Witam, instytut lingwistyki stosowanej Uniwersytetu Dortmundzkiego, w czym mogę
pomóc?
-
Witam, z tej strony Lydia Fischer, studiuję stacjonarnie lingwistykę stosowaną,
studia drugiego stopnia.
-
Rozumiem, pan Heidenreich zostawił informację dotyczącą pani egzaminu
poprawkowego. Egzamin pisemny ma się odbyć trzeciego czerwca o godzinie
jedenastej w drugiej katedrze. Egzamin językowy odbędzie się siódmego czerwca o
godzinie ósmej również w drugiej katedrze.
-
Dziękuję bardzo.
-
Pan rektor również prosił, żeby skierować panią do pana Friedricha Dürrenmatta,
rzecznika osób niepełnosprawnych, zakładam, że zostanie skierowana do Biura
Osób Niepełnosprawnych i do samego rektora. Życzę powodzenia!
-
Dziękuję bardzo za informację. Do widzenia.
Zakończyłam
połączenie i wyjrzałam przez okno, słońce powoli wychylało się zza chmur.
Zostało mi niewiele czasu do egzaminów a potrzebowałam go dużo więcej niż
miałam by powtórzyć materiał. Przez długi czas spędzony w szpitalu wiedza
dziwnie wyleciała mi z głowy.
Postanowiłam
tego dnia usystematyzować moją wiedzę dotyczącą gramatyki w języku hiszpańskim
jednak nie było mi to dane, zanim zdążyłam ruszyć książki i notatki usłyszałam
głośny dźwięk przychodzącej wiadomości, zaklęłam się w duchu, że nie wyciszyłam
urządzenia. Przeczytałam wiadomość i uśmiechnęłam się pod nosem, napisał do
mnie sprawca wypadku prosząc o spotkanie. Zegar wskazywał dopiero trzynastą,
więc przystałam na propozycję obiadu w jego towarzystwie. Pomyślałam, że im
szybciej będę miała to spotkanie za sobą tym lepiej dla mnie, szybciej uporam
się z wypadkiem.
Całą
radość, którą wywołał list z uczelni zabiło wspomnienie wypadku. Chwila
nieuwagi zniszczyła mi życie. Próbowałam oszukać wszystkich wokół i siebie
samą, że doskonale sobie radzę. Momentami marzyłam tylko o tym, żebym zginęła
zamiast zostać niepełnosprawna. Niedowład nóg był dla mnie dużo gorszy niż
śmierć, przez brak możliwości ruchu umarłam wewnętrznie. Egzystowałam z dnia na
dzień, odliczając czas do rehabilitacji, która była jedynym momentem
jakiejkolwiek aktywności fizycznej i do snu. W snach chodziłam, biegałam i
latałam. Uprawiałam sporty, nawet te ekstremalne, których wcześniej się
obawiałam. Tylko w nocy odpoczywałam od udawania, że jest w porządku i
okłamywania przyjaciół.
Szybko
odpisałam mu, że możemy się spotkać o szesnastej i przystąpiłam do szykowania
się. Przyznam, że samej szło mi to dosyć opornie, nie byłam w stanie zmienić
sama spodni, więc stwierdziłam, że zostanę w tym, w czym jestem. Narzuciłam na
siebie tylko cienką skórzaną kurtkę i poprawiłam makijaż. Prezentowałam się
całkiem nieźle, jednak od paru tygodni całkowicie przestało mi zależeć na tym
jak wyglądam.
Równo
o szesnastej siedziałam już w restauracji gdzie się umówiliśmy. Znajdowała się
ona ledwie kilka minut drogi od mojego domu, jednak teraz droga zajęła mi
prawie pół godziny. Moje ręce absolutnie nie przywykły do prowadzenia wózka i
nie potrafiłam jechać prosto. Co rusz wpadałam na ludzi, którzy patrzyli na
mnie z politowaniem, nienawidziłam tego uczucia z całego serca.
Nerwowo
patrzyłam na zegar, który wybił godzinę siedemnastą. Mój towarzysz spóźniał się
już równą godzinę. Obiecałam sobie, że jeśli za piętnaście minut nie przyjdzie
to wychodzę. Ponad wszystko nienawidziłam niepunktualności. Zawsze wychodziłam
z domu dużo wcześniej niż powinnam, aby tylko dotrzeć na umówione spotkanie na
czas, nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym się gdziekolwiek spóźnić. Jeden
raz zrobiłam wyjątek, zaspałam i skutki tego odczuwam aż do dziś.
Westchnęłam
cicho obserwując rozmawiających ze sobą ludzi, ich partnerzy przynajmniej byli
punktualni.
-
Lydia! Przepraszam za spóźnienie, jednak nie mogłem się wcześniej wyrwać z
pracy.- Spojrzałam na stojącego nade mną Niemca i uśmiechnęłam się.
-
Nic nie szkodzi.
Marco
Wracając
z treningu postanowiłem wstąpić do restauracji gdzie od jakiegoś czasu
pracowała moja dobra koleżanka z dzieciństwa. Szedłem jedną z Dortmundzkich
ulic ciesząc się wszechobecnym ciepłem i pięknymi promieniami słońca. Niektórzy
ludzie odwracali się za mną szepcząc między sobą czy to na pewno byłem ja. Ich
reakcje zawsze wywoływały na mej twarzy uśmiech i chętnie pozowałem z nimi do
zdjęć czy dawałem autografy.
Wszedłem
do restauracji i stanąłem na samym środku szukając wzrokiem jakiejś pracowniczki.
Przy jednym ze stolików siedziała piękna kobieta, jej blond włosy opadały na
ramiona kaskadą, jej niebieskie oczy błyszczały w delikatnym słonecznym świetle.
Cała jej twarz promieniała, uśmiechała się pokazując rząd równych ząbków. Była
piękna.
Lydia.
Nie
wiedziałem, że ma partnera życiowego, oczywiście spodziewałem się, że mogła
kogoś mieć. Była piękną i naprawdę bardzo miłą dziewczyną, rozmawiałem z nią
tylko kilka minut jednak szybko trafiła do mojego serca. Rozpoznała mnie od
pierwszej chwili jednak nie nalegałabym opowiadał o treningach czy o tym jak
wygląda moje życie. Ciekawiło ją bardziej moje zdrowie i to mi schlebiało.
Dawno wyleczyłem poprzednią kontuzję i nie spotkałem jej ponownie w ośrodku
rehabilitacyjnym, a chciałem.
Jedna
z kelnerek szybko mnie zauważyła, pociągnęła mnie za łokieć prosto na zaplecze.
-
Lary jeszcze nie ma, chcesz żebym coś jej przekazała?
-
Tak, jakbyś mogła powiedz jej, że byłem i jeśli może to niech dziś do mnie
wpadnie. Mam do niej ważną sprawę.
-
Rozumiem, zadzwonić do ciebie jak przyjdzie?
-
Nie, niech po prostu wpadnie do mnie wieczorem. Dzięki.
Jadąc
do domu zastanawiałem się, z kim spotkała się Lydia. W gruncie rzeczy nie
powinno mnie to interesować, była jedynie koleżanką Auby. Jednak coś w jej
oczach, w jej spojrzeniu kazało mi o niej myśleć. Rozmyślając o pięknej
blondynce, przeoczyłem zakręt prowadzący do mojego domu i bezwiednie
skierowałem się wprost pod drzwi mojego dobrego przyjaciela. Auba powinien o
tej godzinie być w domu, na co szczerze liczyłem.
Stojąc
przed drzwiami przyjaciela nie wiedziałem czy dobrze robię. Zanim zapukałem do
drzwi westchnąłem głęboko i dopiero po stwierdzeniu, że żyje się tylko raz odważyłem
się zastukać. Przywitało mnie siarczyste przekleństwo rzucone przez Aubę,
zaśmiałem się cicho pod nosem i czekałem aż ukaże mi się w drzwiach, krzycząc,
że nie mam niczego ciekawszego do roboty niż męczenie go.
-
Nie znudziłem ci się jeszcze na treningu? – Zapytał wesoło owijając swoje
kształtne bioderka ręcznikiem.
-
Mogłeś się ubrać zanim otworzyłeś, co gdyby to była prasa nie ja? – Auba uśmiechnął
się drapiąc się w mokre jeszcze włosy.
-
Moje fanki podziwiałyby inne moje atrybuty niż te, które zazwyczaj widzą na
boisku. – Przewróciłem oczami.
-
Tobie tylko jedno w głowie Auba. Słuchaj, mam do ciebie sprawę.
Pierre
usiadł na krześle przy kuchennym stole i spojrzał na mnie podejrzliwym
wzrokiem.
-
Jaką?
-
Pamiętasz jak byliśmy razem na rehabilitacji? – Pokiwał głową. – Tam poznałeś
mnie z taką dziewczyną...
-
Zapomnij.
-
Czemu? – Uważnie obserwowałem kamienną twarz przyjaciela z boiska i
zastanawiałem się, o co może mu chodzić.
-
To nie jest dziewczyna dla ciebie Marco i nie rozmawiajmy o tym więcej. Nie
masz ochoty dziś wyskoczyć na jakieś piwo?
Spojrzałem
na Aubę i nie wierzyłem w to, co słyszę, nie była kobietą dla mnie? O co mogło
mu chodzić?
Lydia
Ten
wieczór spędzałam również sama, wokół mnie leżały notatki z całego semestru a
ja usiłowałam przyswoić sobie jak tworzyć stronę bierną w języku hiszpańskim. Leciała
cicha klasyczna muzyka, która zawsze pomagała mi się skupić, na stoliku
niedaleko mnie paliła się świeczka o zapachu mango przyjemnie zmieniająca
zapach w całym domu. Kochałam świeczki ponad wszystko. Mimo tego, że cały
wieczór się uczyłam, czułam się przyjemnie odprężona. Czasami samotność dobrze
na mnie działała.
W
trakcie rozpisywania zasad tworzenia strony biernej usłyszałam donośne pukanie
do drzwi. Zegar wskazywał dwudziestą pierwszą siedemnaście i zastanawiałam się,
kto o tej porze mógł czegoś ode mnie chcieć? Ciężko przenosząc się na wózek
zrzuciłam wszystkie papiery na podłogę i przeklęłam pod nosem. Nienawidziłam
tej bezsilności. Podjechałam do drzwi i otworzyłam je z bijącym sercem.
-
O matko, jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewała. – Powiedziałam
zdziwiona patrząc na mojego gościa.
Witam serdecznie!
I znowu przepraszam za obsuwę, ale jak mówiłam już wcześniej całe moje życie kręci się wokół matematyki i szkoły. Nawet święta spędziłam na rozwiązywaniu zadań.
Rozdział jest krótszy niż planowałam, ale w niektórych momentach po prostu nie wiedziałam co napisać. Wszystko wydawało mi się zbyt banalne, więc nie gniewajcie się za długość (i jakość..) tego rozdziału.
Zapraszam do komentowania i obserowania bloga, to naprawdę strasznie motywuje.
I dziękuję Wam za wszystkie komentarze, obserwacje i wyświetlenia, których jest już ponad tysiąc! Jak na tak krótki czas istnienia bloga to ogromnie dużo dla mnie znaczy.
Szczególnie chciałabym podziękować Cierpienie za komentarz, który zmotywował mnie do napisania końcówki (i w sumie zmienienia fabuły), ogromnie Ci dziękuję również za nominację do LA, odpowiedzi wkrótce się pojawią.
I przepraszam za wszelkie nieścisłości, nie ma chyba wydziału lingwistyki stosowanej w Dortmundzie ani takiego uniwersytetu, ale musiałam to zmienić na rzecz opowiadania;-; (nie mam pojęcia jak wyglądają studia, ani listy z uczelni także przepraszam;-;)
Kocham Was!
Bardzo proszę o komentarze, które naprawdę motywują, nawet te króciutkie♥
Pozdrawiam cieplutko♥