czwartek, 31 marca 2016

Rozdział III

Lydia



                        Siedząc samotnie w domu wreszcie miałam chwilę by odetchnąć. Od mojego powrotu do domu minął już ponad miesiąc. Był środek maja, a pogoda w tym roku dopisywała. Ciepłe promienie słońca wdzierały się do mojego mieszkania przez spore okna. Kochałam słońce, bijące od niego ciepło i tą atmosferę, która się pojawiała, kiedy wisiało na niebie. Zdawało mi się, że ludzie są dla siebie milsi i bardziej serdeczni, kiedy świeci słońce. Ja zawsze byłam o wiele szczęśliwsza, nie lubiłam, kiedy cokolwiek przysłaniało jego blask.
                         Po raz pierwszy od paru tygodni byłam sama. W moim domu, co chwilę się ktoś pojawiał, jakby wszyscy myśleli, że nie dam sobie rady sama. Prawda była taka, że we wszystkim bym sobie poradziła, potrzebowałam jedynie pomocy przy ubieraniu i myciu się. Resztę rzeczy byłam w stanie wykonać sama, jednak sprawiało mi to ogromną trudność. Moi przyjaciele chyba to dostrzegali, dlatego postanowili mi pomóc za wszelką cenę. Byłam im naprawdę wdzięczna jednak sytuacja ta nie mogła trwać wiecznie. Kiedyś założą swoje rodziny i nie będą mieli czasu na pomaganie mi w każdej czynności.
                        Mia przyjeżdżała codziennie rano, pomagała mi w porannej toalecie i ubraniu się. Robiła mi również śniadanie i szykowała przekąski na cały dzień. Kilka minut po jej wyjściu zawsze pojawiał się Marcel z uśmiechem niosącym pociechę. Spędzaliśmy przyjemne kilka godzin w swoim towarzystwie. Naprawdę mi pomagał. Dzięki niemu widziałam światełko w tunelu. Równo o szesnastej pojawiała się Mia, żeby zawieźć mnie na rehabilitację. Po powrocie jadłyśmy razem kolacje i Mia jechała do domu, żeby zająć się swoim własnym życiem i moją kochaną Coco. Tracili na mnie zbyt wiele czasu i bardzo mi to przeszkadzało. Wiele razy proponowałam, że wynajmę jakąś opiekunkę jednak mi nie pozwalali.
                        Korzystając z wolnego czasu postanowiłam przejrzeć pocztę, która już od kilku dni leżała na stosiku nieruszona. Z ogromnym wysiłkiem podjechałam do stolika i położyłam listy na kolanach. Przeglądając pierwsze koperty nie znalazłam niczego ciekawego, rachunki, reklamy, powiadomienia o kolejnych „wygranych” w przeróżnych konkursach i jeden list, który szczerze mnie zadziwił. Nie miał na sobie logo żadnego banku ani niczego takiego. Była to zwykła prosta biała koperta z moim nazwiskiem wypisanym pięknymi kształtnymi literami. Zanim ją otworzyłam kilka razy przewróciłam ją w dłoniach. Westchnęłam cicho i rozerwałam klej.
                        Przed oczami miałam długi list napisany ręcznie, eleganckim charakterem pisma.


„Szanowna Pani Fischer,
                        Zostaliśmy powiadomieni o Pani wypadku, z przykrością musimy stwierdzić, że ze względu na Pani nieobecność na egzaminie z języka prowadzącego sesja nie zostaje zaliczona. W normalnych warunkach groziłoby to wydaleniem z uczelni, nie zgłosiła się Pani również na egzamin poprawkowy, oraz nie osiągnęła Pani normy frekwencyjnej. Jednak ze względu na okoliczności, przez, które nie mogła Pani dotrzeć na egzaminy oraz zajęcia postanowiliśmy dopuścić Panią do egzaminu poprawkowego z zakresu materiału całego semestru. Egzamin pisemny odbędzie się z trzech języków (A, B, C), natomiast egzamin ustny tylko z dwóch języków (B, C). Prosimy o pilny kontakt z rektoratem w tej sprawie.

Kwiecień, 2015
Elke Heidenreich

                                                                                                                                                                   REKTOR”


                       Przeczytałam list kilka razy i nie wierzyłam w to, co widzę. Czy to oznaczało, że miałam szansę zaliczyć semestr? Nie musiałabym ponownie aplikować na studia? W moim sercu coś się poruszyło, poczułam, że teraz może być już tylko lepiej.
                        Wybrałam numer rektoratu w mojej uczelni i czekałam aż połączenie się zacznie. Nerwowo pukałam paznokciami w obicie wózka i przygryzałam wargę zastanawiając się, kiedy wyznaczą mi termin egzaminu. Obawiałam się również katedry, w której miałam pisać egzamin. Wszystko zależało od egzaminatora, który miał mnie przyjmować w danym terminie. 
                        - Witam, instytut lingwistyki stosowanej Uniwersytetu Dortmundzkiego, w czym mogę pomóc?
                        - Witam, z tej strony Lydia Fischer, studiuję stacjonarnie lingwistykę stosowaną, studia drugiego stopnia.
                        - Rozumiem, pan Heidenreich zostawił informację dotyczącą pani egzaminu poprawkowego. Egzamin pisemny ma się odbyć trzeciego czerwca o godzinie jedenastej w drugiej katedrze. Egzamin językowy odbędzie się siódmego czerwca o godzinie ósmej również w drugiej katedrze.
                        - Dziękuję bardzo.
                        - Pan rektor również prosił, żeby skierować panią do pana Friedricha Dürrenmatta, rzecznika osób niepełnosprawnych, zakładam, że zostanie skierowana do Biura Osób Niepełnosprawnych i do samego rektora. Życzę powodzenia!
                        - Dziękuję bardzo za informację. Do widzenia.
                        Zakończyłam połączenie i wyjrzałam przez okno, słońce powoli wychylało się zza chmur. Zostało mi niewiele czasu do egzaminów a potrzebowałam go dużo więcej niż miałam by powtórzyć materiał. Przez długi czas spędzony w szpitalu wiedza dziwnie wyleciała mi z głowy. 
                        Postanowiłam tego dnia usystematyzować moją wiedzę dotyczącą gramatyki w języku hiszpańskim jednak nie było mi to dane, zanim zdążyłam ruszyć książki i notatki usłyszałam głośny dźwięk przychodzącej wiadomości, zaklęłam się w duchu, że nie wyciszyłam urządzenia. Przeczytałam wiadomość i uśmiechnęłam się pod nosem, napisał do mnie sprawca wypadku prosząc o spotkanie. Zegar wskazywał dopiero trzynastą, więc przystałam na propozycję obiadu w jego towarzystwie. Pomyślałam, że im szybciej będę miała to spotkanie za sobą tym lepiej dla mnie, szybciej uporam się z wypadkiem.
                        Całą radość, którą wywołał list z uczelni zabiło wspomnienie wypadku. Chwila nieuwagi zniszczyła mi życie. Próbowałam oszukać wszystkich wokół i siebie samą, że doskonale sobie radzę. Momentami marzyłam tylko o tym, żebym zginęła zamiast zostać niepełnosprawna. Niedowład nóg był dla mnie dużo gorszy niż śmierć, przez brak możliwości ruchu umarłam wewnętrznie. Egzystowałam z dnia na dzień, odliczając czas do rehabilitacji, która była jedynym momentem jakiejkolwiek aktywności fizycznej i do snu. W snach chodziłam, biegałam i latałam. Uprawiałam sporty, nawet te ekstremalne, których wcześniej się obawiałam. Tylko w nocy odpoczywałam od udawania, że jest w porządku i okłamywania przyjaciół.
                        Szybko odpisałam mu, że możemy się spotkać o szesnastej i przystąpiłam do szykowania się. Przyznam, że samej szło mi to dosyć opornie, nie byłam w stanie zmienić sama spodni, więc stwierdziłam, że zostanę w tym, w czym jestem. Narzuciłam na siebie tylko cienką skórzaną kurtkę i poprawiłam makijaż. Prezentowałam się całkiem nieźle, jednak od paru tygodni całkowicie przestało mi zależeć na tym jak wyglądam.
                        Równo o szesnastej siedziałam już w restauracji gdzie się umówiliśmy. Znajdowała się ona ledwie kilka minut drogi od mojego domu, jednak teraz droga zajęła mi prawie pół godziny. Moje ręce absolutnie nie przywykły do prowadzenia wózka i nie potrafiłam jechać prosto. Co rusz wpadałam na ludzi, którzy patrzyli na mnie z politowaniem, nienawidziłam tego uczucia z całego serca.
                        Nerwowo patrzyłam na zegar, który wybił godzinę siedemnastą. Mój towarzysz spóźniał się już równą godzinę. Obiecałam sobie, że jeśli za piętnaście minut nie przyjdzie to wychodzę. Ponad wszystko nienawidziłam niepunktualności. Zawsze wychodziłam z domu dużo wcześniej niż powinnam, aby tylko dotrzeć na umówione spotkanie na czas, nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym się gdziekolwiek spóźnić. Jeden raz zrobiłam wyjątek, zaspałam i skutki tego odczuwam aż do dziś.
                        Westchnęłam cicho obserwując rozmawiających ze sobą ludzi, ich partnerzy przynajmniej byli punktualni.
                        - Lydia! Przepraszam za spóźnienie, jednak nie mogłem się wcześniej wyrwać z pracy.- Spojrzałam na stojącego nade mną Niemca i uśmiechnęłam się.
                        - Nic nie szkodzi.




Marco



                        Wracając z treningu postanowiłem wstąpić do restauracji gdzie od jakiegoś czasu pracowała moja dobra koleżanka z dzieciństwa. Szedłem jedną z Dortmundzkich ulic ciesząc się wszechobecnym ciepłem i pięknymi promieniami słońca. Niektórzy ludzie odwracali się za mną szepcząc między sobą czy to na pewno byłem ja. Ich reakcje zawsze wywoływały na mej twarzy uśmiech i chętnie pozowałem z nimi do zdjęć czy dawałem autografy.
                        Wszedłem do restauracji i stanąłem na samym środku szukając wzrokiem jakiejś pracowniczki. Przy jednym ze stolików siedziała piękna kobieta, jej blond włosy opadały na ramiona kaskadą, jej niebieskie oczy błyszczały w delikatnym słonecznym świetle. Cała jej twarz promieniała, uśmiechała się pokazując rząd równych ząbków. Była piękna.
                        Lydia.
                        Nie wiedziałem, że ma partnera życiowego, oczywiście spodziewałem się, że mogła kogoś mieć. Była piękną i naprawdę bardzo miłą dziewczyną, rozmawiałem z nią tylko kilka minut jednak szybko trafiła do mojego serca. Rozpoznała mnie od pierwszej chwili jednak nie nalegałabym opowiadał o treningach czy o tym jak wygląda moje życie. Ciekawiło ją bardziej moje zdrowie i to mi schlebiało. Dawno wyleczyłem poprzednią kontuzję i nie spotkałem jej ponownie w ośrodku rehabilitacyjnym, a chciałem.
                        Jedna z kelnerek szybko mnie zauważyła, pociągnęła mnie za łokieć prosto na zaplecze.
                        - Lary jeszcze nie ma, chcesz żebym coś jej przekazała?
                        - Tak, jakbyś mogła powiedz jej, że byłem i jeśli może to niech dziś do mnie wpadnie. Mam do niej ważną sprawę.
                        - Rozumiem, zadzwonić do ciebie jak przyjdzie?
                        - Nie, niech po prostu wpadnie do mnie wieczorem. Dzięki.
                        Jadąc do domu zastanawiałem się, z kim spotkała się Lydia. W gruncie rzeczy nie powinno mnie to interesować, była jedynie koleżanką Auby. Jednak coś w jej oczach, w jej spojrzeniu kazało mi o niej myśleć. Rozmyślając o pięknej blondynce, przeoczyłem zakręt prowadzący do mojego domu i bezwiednie skierowałem się wprost pod drzwi mojego dobrego przyjaciela. Auba powinien o tej godzinie być w domu, na co szczerze liczyłem.
                        Stojąc przed drzwiami przyjaciela nie wiedziałem czy dobrze robię. Zanim zapukałem do drzwi westchnąłem głęboko i dopiero po stwierdzeniu, że żyje się tylko raz odważyłem się zastukać. Przywitało mnie siarczyste przekleństwo rzucone przez Aubę, zaśmiałem się cicho pod nosem i czekałem aż ukaże mi się w drzwiach, krzycząc, że nie mam niczego ciekawszego do roboty niż męczenie go.
                        - Nie znudziłem ci się jeszcze na treningu? – Zapytał wesoło owijając swoje kształtne bioderka ręcznikiem.
                        - Mogłeś się ubrać zanim otworzyłeś, co gdyby to była prasa nie ja? – Auba uśmiechnął się drapiąc się w mokre jeszcze włosy.
                        - Moje fanki podziwiałyby inne moje atrybuty niż te, które zazwyczaj widzą na boisku. – Przewróciłem oczami.
                        - Tobie tylko jedno w głowie Auba. Słuchaj, mam do ciebie sprawę.
                        Pierre usiadł na krześle przy kuchennym stole i spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
                        - Jaką?
                        - Pamiętasz jak byliśmy razem na rehabilitacji? – Pokiwał głową. – Tam poznałeś mnie z taką dziewczyną...
                        - Zapomnij.
                        - Czemu? – Uważnie obserwowałem kamienną twarz przyjaciela z boiska i zastanawiałem się, o co może mu chodzić.
                        - To nie jest dziewczyna dla ciebie Marco i nie rozmawiajmy o tym więcej. Nie masz ochoty dziś wyskoczyć na jakieś piwo?
                        Spojrzałem na Aubę i nie wierzyłem w to, co słyszę, nie była kobietą dla mnie? O co mogło mu chodzić?



Lydia



                        Ten wieczór spędzałam również sama, wokół mnie leżały notatki z całego semestru a ja usiłowałam przyswoić sobie jak tworzyć stronę bierną w języku hiszpańskim. Leciała cicha klasyczna muzyka, która zawsze pomagała mi się skupić, na stoliku niedaleko mnie paliła się świeczka o zapachu mango przyjemnie zmieniająca zapach w całym domu. Kochałam świeczki ponad wszystko. Mimo tego, że cały wieczór się uczyłam, czułam się przyjemnie odprężona. Czasami samotność dobrze na mnie działała.
                        W trakcie rozpisywania zasad tworzenia strony biernej usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Zegar wskazywał dwudziestą pierwszą siedemnaście i zastanawiałam się, kto o tej porze mógł czegoś ode mnie chcieć? Ciężko przenosząc się na wózek zrzuciłam wszystkie papiery na podłogę i przeklęłam pod nosem. Nienawidziłam tej bezsilności. Podjechałam do drzwi i otworzyłam je z bijącym sercem.

                        - O matko, jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewała. – Powiedziałam zdziwiona patrząc na mojego gościa.   





Witam serdecznie! 

I znowu przepraszam za obsuwę, ale jak mówiłam już wcześniej całe moje życie kręci się wokół matematyki i szkoły. Nawet święta spędziłam na rozwiązywaniu zadań. 
Rozdział jest krótszy niż planowałam, ale w niektórych momentach po prostu nie wiedziałam co napisać. Wszystko wydawało mi się zbyt banalne, więc nie gniewajcie się za długość (i jakość..) tego rozdziału. 
Zapraszam do komentowania i obserowania bloga, to naprawdę strasznie motywuje. 
I dziękuję Wam za wszystkie komentarze, obserwacje i wyświetlenia, których jest już ponad tysiąc! Jak na tak krótki czas istnienia bloga to ogromnie dużo dla mnie znaczy. 
Szczególnie chciałabym podziękować Cierpienie za komentarz, który zmotywował mnie do napisania końcówki (i w sumie zmienienia fabuły), ogromnie Ci dziękuję również za nominację do LA, odpowiedzi wkrótce się pojawią.
I przepraszam za wszelkie nieścisłości, nie ma chyba wydziału lingwistyki stosowanej w Dortmundzie ani takiego uniwersytetu, ale musiałam to zmienić na rzecz opowiadania;-; (nie mam pojęcia jak wyglądają studia, ani listy z uczelni także przepraszam;-;) 

Kocham Was!

Bardzo proszę o komentarze, które naprawdę motywują, nawet te króciutkie♥ 

Pozdrawiam cieplutko♥

5 komentarzy:

  1. Auba. Auba kradnie show temu opowiadaniu. Serio:D
    Z kim się spotkała? Przeoczyłam czy faktycznie to pozostaje tajemnicą? W prawdzie jestem niewyspana ale chyba bym to ogarnęła. Myślałam znowu,że to może Marco ale nie. Zmyła.
    Z kim się spotkała? Nie mam pojęcia. Zostawiłaś mnie w kropce z wielkim znakiem zapytania w głowie.
    No i jeszcze jedno. Marco. Jest. Zazdrosny. O tak. :D
    I znowu biedna ja muszę czekać na nexta, żeby się dowiedzieć cóż ty dalej genialnego wymyśliłaś. :D
    Piszesz fantastycznie, nominacja w pełni zasłużona. Sukces, bo po 3 a nawet 2 rozdziałach. Widzisz jak rozwalasz system?:D
    Dużo, dużo weny!:**
    Do następnego!<3
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć!
    Bardzo podoba mi się rozdział. I nie mów mi tu, że słaba jakoś, bo jest wspaniała.
    Lydia... Bardzo mi jej szkoda, ale wydaję mi się, że jednak radzi sobie całkiem nieźle z tą całą sytuacją i dodatkowa ma przy sobie takich wspaniałych przyjaciół. Cieszę się, że uczelnia dała jej tak szanse. Jestem bardzo ciekawa, kto jest tym niespodziewanym gościem. Ach! Chcę już rozdział.
    Marco... Och... Ktoś tu jest zazdrosny :)
    Jestem bardzo, bardzo ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Przepraszam, że tak krótko, ale dziś już moje szare komórki przestają myśleć.

    Pozdrawiam,
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że nie było mnie pod ostatnim rozdziałem, ale straciłam wenę na pisanie komentarzy, przez co narobiłam sobie zaległości :/
    Jejku, strasznie jestem ciekawa, kim jest ten tajemniczy mężczyzna. Masz może w planie ujawnienie jego postaci? :)
    Uhuhu, ktoś tu chyba jest zazdrosny? ^^ Ciekawi mnie, dlaczego Auba ostrzegał Marco przed Lydią. Może wie coś, czego nie wiemy my?
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Słaba jakoś rozdziału? Ty chyba żartujesz! To jest niesamowite! Masz ogromny talent.
    Kto jest tą osobą z końcówki? Może Auba? Bądź Marco?
    Współczuję Lidii. Stara się radzić sobie samej, stara się być silną, ale doskonale wie, że tak nie jest. ;c
    Jestem ciekawa dlaczego Auba twierdzi, że Lidia to nie jest dziewczyna dla Marco... Mam nadzieję, że niedługo to wyjaśnisz. :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę Ci Kochana.
    Ściskam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszałaś mnie dawno, a ja nie miałam nigdy po drodze. Teraz jestem i nadrobiłam :) bardzo mi się podoba ! Trochę nie mogę się połapać (Marcel, Marco, Auba, sprawca wypadku xd), ale wszystko się jakoś powoli rozkręca, a ja się zastanawiam co dalej. Zostaje na stałe ... to na pewno ! Buziaki

    OdpowiedzUsuń