czwartek, 3 marca 2016

Rozdział I

Lydia
Pierwszy raz siadając na wózku dotarło do mnie jak ciężkie jest życie inwalidów. Nigdy nie zwracałam na nich specjalnej uwagi. Oczywiście, gdy widziałam ich na mieście szczerze współczułam ale po chwili ulatywali z mojej pamięci. Nigdy nie myślałam jak wygląda ich codziennie życie ale w najbliższych dniach miałam się przekonać na własnej skórze jak to jest.  Póki byłam w szpitalu życie wydawało się banalne, pielęgniarki służyły pomocą a i szpital był wprost rajem dla inwalidów. Wszechobecne podjazdy były niezwykle pomocne i  użyteczne. Lecz już za kilka godzin miałam zostać wypisana do domu. Miałam być całkowicie sama.
                Równo o godzinie szóstej rano do Sali na której leżałam, niestety sama, weszła bardzo miła i młoda pielęgniarka. Była wysoką, ale szczupłą kobietą o karmelowych włosach i przepięknych zielonych oczach, ich odcień przywodził mi na myśl liście brzozy we wczesnym stadium rozkwitu.  Miała pięknie wykrojone, duże usta, których pozazdrościłaby jej niejedna dziewczyna. Często widywałam ją na nocnych dyżurach i domyślałam się, że robi wszystko by tylko utrzymać rodzinę. Zazwyczaj biegała po oddziale z podkrążonymi oczami i potarganymi włosami jakby dopiero co wstała z łóżka albo zarwała kilka nocy, oczywiście wyglądała tak z powodu licznych dyżurów które na siebie brała. Zakładałam że to musi być jej pierwsza praca w tym fachu, ewentualnie druga.  Czasem popełniała błędy lecz nigdy nie miałam jej tego za złe. Nie miałam serca powiedzieć jej niczego złego, szczególnie, że wyglądała na wyjątkowo miłą i wrażliwą osobę.
                - Dziś panią wypisują, wiedziała pani? To miło wreszcie opuścić te mury, prawda?
                Zajęta obserwowaniem jej poczynań z termometrem przy moim czole nawet nie zrozumiałam sensu jej słów. Wypis? Dzisiaj?
                - Nie wiedziałam nawet. – Przyznałam szczerze. Pielęgniarka uśmiechnęła się dobrodusznie i poklepała mnie po ramieniu.
                - Wypisy zaczynają się dopiero o godzinie trzynastej, ma pani jeszcze czas żeby powiadomić rodzinę czy przyjaciół. O siódmej rano jest obchód, pan doktor wszystko pani wytłumaczy.
                Powoli zaczęła wycofywać się z Sali gdy nagle się odwróciła.
                - Proszę być dobrej myśli, pan doktor na pewno pani pomoże.  Miłego dnia!
                Ale jak to miałam być wypisana? Dzisiaj?
                W tamtym momencie po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać jak będzie wyglądać moje samodzielne życie, bez chłopaka, rodziców czy współlokatora. Czy moje skromne mieszkanko na siódmym piętrze miało zostać jakoś dostosowane? Dziękowałam Bogu, że wybrałam nowoczesny wieżowiec z windą na miejsce mojego stałego pobytu, a nie blok z czterema piętrami. Niewątpliwie musiałabym się teraz przeprowadzić.
                Wypadek wiele zmienił w moim życiu, nie zaliczyłam jednego z ważniejszych egzaminów mimo, że bardzo chciałam. Groziło to wydaleniem mnie z uczelni,  ostatnie pięć lat życia poświęciłam na naukę i miał to zmarnować jeden wypadek? Jedna niby niegroźna stłuczka potrafi zmienić tak wiele. Przez pierwsze dni pobytu w szpitalu nie wierzyłam, że to się naprawdę wydarzyło. Nie chciałam przyjąć do świadomości, że prawdopodobnie nigdy już nie będę w stanie chodzić. Co z moimi pasjami? Kochałam biegać. Jako mała dziewczynka kochałam również tańczyć. Nie robiłam tego od kiedy skończyłam dwanaście lat, co nie zmieniało faktu, że teraz mnie to bolało. Do końca życia miałam siedzieć na wózku..
                Równo o siódmej do Sali wkroczył lekarz, który zajmował się mną przez ostatnich kilka tygodni, a za nim kilku mężczyzn i dwie kobiety. Widziałam ich pierwszy raz w życiu.
                - Witam, czy przeszkadzać pani będą studenci na praktykach w trakcie konsultacji?
                Pokręciłam głową i przyjrzałam się im dokładniej. Byli wierną kopią doktora, białe kitle i wystające na dole czarne spodnie. Mężczyźni mieli zaczesane włosy dokładnie tak jak on, do tyłu lecz lekko postawione. Kobiety natomiast nosiły wysokie kucyki i mimo braku pokrewieństwa wyglądały jak bliźniaczki.
                - Dziś panią wypisujemy. – Rzucił radośnie doktor przeglądając papierki, które trzymał od samego początku wizyty. – U pielęgniarki dyżurnej gdzie zostanie wyjęty pani wenflon zostawię wytyczne dotyczące pani dalszego trybu życia oraz wszelkie wskazówki, które mogłyby pani ułatwić tę trudną sytuację. A jeszcze jedno, potrzebna jest pani rehabilitacja. Zostawię tam listę placówek, które mogę polecić z czystym sumieniem.
                Pokiwałam tylko głową na znak że rozumiem i uśmiechnęłam się słabo. Do samego końca liczyłam, że doktor wspomni cokolwiek o poprawie mojego stanu zdrowia czy o możliwości stanięcia na nogi, lecz nic takiego nie miało miejsca. Lekarz wraz ze studentami opuścili salę nie czekając aż coś powiem. W końcu co ciekawego mogła powiedzieć kaleka młodym, sprawnym studentom medycyny?
                Walcząc ze łzami, które zbierały mi się w kącikach oczu wybrałam numer Mii. Patrzyłam na wyświetlacz zaszklonymi oczami i walczyłam ze sobą. Wzięłam kilka głębokich wdechów i potarłam oczy, nie chciałam martwić jej jeszcze bardziej. Od czasu mojego wypadku zachowuje się dużo inaczej, ostrożniej. Zanim pozwoliłam myślom przejąć nade mną kontrolę wystukałam dziewięć cyferek na klawiaturze i włączyłam zieloną słuchawkę. Odebrała po dwóch sygnałach.
                - Lydia kochanie! Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
                - W jak najlepszym. Czy mogłabyś mnie dziś po trzynastej odebrać ze szpitala? Wychodzę.
                - O matko! Trzeba to uczcić, koniecznie! Będę nawet przed trzynastą to chwilę porozmawiamy, lecę się szykować. Kocham cię!
                Połączenie zostało zakończone.
                Od  kiedy tylko poznałam Mię podziwiałam ją za pogodę ducha, którą potrafiła w sobie odnaleźć w każdej sytuacji. Nieistotne były okoliczności, mogły być naprawdę koszmarne Mia znajdywała pozytywy w każdych warunkach. Dlatego tak bardzo zależało mi na przyjaźni z nią. Potrafiła wyciągnąć mnie z każdego dołka.
                Kilka minut po dziewiątej w mojej Sali zawitał kolejny gość. Pojawił się mężczyzna przez którego do końca życia będę musiała jeździć na wózku. Nie miałam mu tego za złe. Brzmiało to absurdalnie. Mężczyzna pozbawił mnie możliwości chodzenia a ja nie miałam mu tego za złe? Owszem, na początku byłam wściekła i nienawidziłam go całym sercem, jednak skrucha z którą przychodził zdecydowanie nie była udawana. Było mu przykro i wiele razy mi powtarzał, że to on wolałby leżeć w szpitalu. W końcu to nie była jego wina, że wbiegłam mu pod koła.
                - Witaj Lydio, jak się czujesz? – Jak zawsze usiadł na krzesełku po prawej stronie łóżka, wcześniej zostawiając na komodzie bukiet pięknych kwiatów. Tym razem otrzymałam kompozycję składającą się z kwiatów migdałowca, szafirków oraz frezji. Uśmiechnęłam się na widok kwiatów, zawsze poprawiały mi humor.
                - Dziękuję za kwiatki, nie musiałeś. Dziś wychodzę do domu.
                Uśmiechnął się szeroko i wyprostował na krześle jakby tylko na to czekał. Widziałam na jego twarzy jak się zastanawia co zrobić z tym faktem.
                - W takim razie, może się spotkamy? 
                - Już ci obiecałam spotkanie po wyjściu. – Rozpromienił się. Był całkiem przystojnym mężczyzną, blond włosy zaczesane lekko na lewą stronę, przenikliwe niebieskie oczy. Tylko ta wiecznie napięta mina psuła jego urodę. Widać, że ciągle się czymś martwił i obawiałam się, że to moja wina.
                - Odwieźć cię dziś? Chętnie ci we wszystkim pomogę.
                - Przyjeżdża po mnie przyjaciółka, ale dziękuję za propozycję.
                Mina mu lekko zrzedła, ale nadal się uśmiechał. Z uśmiechem na ustach wyglądał trochę jak mój tata gdy był młodszy. Niby beztroski, ale coś zaprzątało mu myśli i nie zawsze było to przyjemne.
                - Muszę cię przeprosić, wpadłem na chwilkę jak zawsze rano, spieszę się do pracy. Jeszcze się umówimy dokładniej.

~*~


                Nie minęła jeszcze piętnasta kiedy okryta kocem z kubkiem w ręku siedziałam wygodnie na kanapie i oglądałam przypadkowe programy w telewizji. Mia przygotowała coś do jedzenia głośno narzekając na pogodę. Mijała pierwsza połowa kwietnia, a nadal było chłodno. Moja najlepsza przyjaciółka zamarzała nawet przy 15 stopniach na plusie. Jej ojciec Afroamerykanin przekazał jej w genach zamiłowanie do gorąca.
                - Nie wiem jak ty żyjesz w takim zimnie.- Stwierdziła krótko stawiając przed nami dwa talerze na których znajdowały się tosty.
                Nic nie odpowiedziałam. Siedziałam tępo wpatrując się w talerz. Po szpitalnym jedzeniu powinnam mieć ogromną ochotę na normalne jedzenie, jednak mój organizm się zbuntował. Nie czułam głodu ani nie wyobrażałam sobie, że mogłabym cokolwiek przełknąć. Powoli zaczynało do mnie docierać, że moje życia się zmienia. Kiedy potrącił mnie samochód moje życie odmieniło się całkowicie. Najgorszą karą był brak możliwości uprawiania jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Wcześniej przynajmniej raz w tygodniu wyciskałam z siebie siódme poty na siłowni aby utrzymać formę. Teraz i to miało być mi zabrane. 

Marco 

                Poranne treningi zawsze mnie wyczerpywały, jednak stawiałem się na nich codziennie. Ceną sukcesu jest wysiłek. Nieraz nie miałem siły by zwlec się z łóżka i wyjść z domu, szczególnie zimą, kiedy świat pokrywa biały puch i gdy dzwoni budzik jest jeszcze ciemno. Łóżko zawsze najmocniej przyciągało mnie rano.
                Lecz teraz kiedy był kwiecień i walczyliśmy o zwycięstwo w Bundeslidze oraz o Puchar Niemiec* trener robił wszystko by nasza kondycja była w jak najlepszym stanie. Co za tym szło, treningi były intensywne i długie. Zależało mu na wygranej i często siadał nam na ambicję co tylko nam pomagało. Wiedział co powiedzieć, żebyśmy porządnie wzięli się do roboty. Niestety od kilku dni nie mogłem grać ze względu na kolejną kontuzję. To nie zmieniało faktu, że stawiałem się na treningi tylko po to żeby chwilę pobiegać nawet jeśli trener był temu przeciwny. Lekarz zalecił mi krótkie i lekkie treningi, żeby nie wypaść z formy. Za kilka dni czekał nas mecz z Borussią Moenchengladbach, więc szczególnie zależało mi na tym by uczestniczyć w tym meczu. Niestety, nie mogłem.


~*~ 


                W domu byłem już koło trzynastej, zaparzyłem sobie mocną kawę i siadając na sofie czekałem aż będzie gotowa. Obok mnie usiadł mój drogi przyjaciel Marcel. Czekał na mnie przed klatką  apartamentowca gdzie mieszkałem od kilku miesięcy. Ostatnio rzadko się widywaliśmy i chcieliśmy w jakiś sposób to nadrobić, niestety obydwoje intensywnie trenujemy przez co nie starcza nam czasu na spotykanie się. A szkoda, Marcel i Robin to moi najlepsi przyjaciele. Spotkania z nimi zawsze poprawiają mi nastrój, więc szkoda byłoby zmarnować wieloletnią przyjaźń tylko przez brak czasu. Oczywiście do pełnego składu brakowało tylko Robina, który miał się stawić lada chwila. Zakładałem, że jego dzisiejszym problemem były korki.
                - Pamiętasz tę dziewczynę o której ci kiedyś mówiłem? Tę co mieszka u mnie w wieżowcu? – Przerwał ciszę Fornell i spojrzał na mnie badawczo.
                Czy pamiętałem? Oczywiście, że nie. Marcel każdego dnia opowiadał mi o innej kobiecie, o tej z którą chodzi na trening czy o tej, która dziś poprosiła go o zdjęcie na ulicy albo o jeszcze innej, która uśmiechnęła się do niego w trakcie sprzedawania mu kawy. Ciężko było się w tym połapać, nawet mnie. Na samym początku starałem się zapamiętywać każdą jego nową miłość, lecz po jakimś czasie dotarło do mnie, że to nie ma najmniejszego sensu. Fornell był zbyt niestały w uczuciach by zapamiętywać kolejne imiona jego kobiet.
                Pokręciłem przecząco głową, a Marcel głośno westchnął.
                - Kiepski z ciebie przyjaciel.  – Żachnął się.
                - Chciałem ci przypomnieć, że to ty ciągle zapominałeś imienia mojej kobiety, mimo, że byliśmy razem prawie dwa lata. Ty zaszczycasz mnie opowieścią o nowej kobiecie każdego dnia. Mam prawo zapomnieć. – Patrzyłem w jego niebieskie tęczówki i starałem się wyczytać z nich jakiekolwiek emocje.
                Fornell wybuchnął śmiechem.
                - Mówiłem ci, że to nie laska dla ciebie skoro nie zapamiętałem jej imienia. Wracając do historii. – Poprawił się na wygodnym siedzisku tak aby móc patrzeć mi w oczy bez wykręcania szyi. – W moim wieżowcu mieszka dziewczyna, ładna, średniego wzrostu blondynka. Kiedyś nawet wspomniałeś, że jak na Niemkę jest prześliczna. – Pokiwałem głową powoli przypominając sobie piękną kobietę. Jej twarz nadal była tylko ładną plamą w mojej pamięci, jednak nie chciałem już przerywać Marcelowi. – chyba nie żyje.
                - Skąd ten pomysł? – Zapytałem szczerze zdziwiony.
                - Nie widziałem jej kilka tygodni. Fakt, rzadko bywam w domu, ale chociaż raz w tygodniu widywałem ją wychodzącą na siłownię. Teraz nic!
                - Może stwierdziła, że już jej się nie chce dbać o siebie?
                - Wątpię, tak poza tym to mieszkam zaraz pod nią więc słyszę większość tego co się dzieje. Od kilku tygodni nic.
                - Zachowujesz się jakby ci na niej zależało. – Stwierdziłem podnosząc się z sofy by przynieść swoją kawę, która już czekała gotowa.
                - Bo zależy. – Nie bacząc na kawę, obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzałem na Marcela.
                - Tobie zależy na kobiecie? Gdzie się podział Marcel dla którego panienka na więcej niż jedną noc to przekleństwo?
                - Zniknął zaraz po tym jak ona się wprowadziła.
                - Przecież miałeś po niej wiele kobiet. – Marcel spuścił wzrok tak jakby jego stopy i mój dywan zaczęły być najciekawszymi rzeczami na świecie, a moja twarz zaczęła być wyjątkowo nudna. Po chwili tylko wzruszył ramionami.
                - Sam nie wiem Marco, po prostu mi na niej zależy. Nigdy nie śmiałem jej zaprosić na randkę. A teraz kiedy prawdopodobnie nie żyje?
                - Może się przeprowadziła. – Wyjąłem kubek z ekspresu do kawy i oparłem się o blat, przez połączenie kuchni z salonem w jedno miejsce mogłem spokojnie obserwować przyjaciela siedzącego na sofie.
                - Studiowała tu. Na uczelnie miała dwadzieścia minut spacerkiem.
                - Nawet nie widziałem, że jest tam uczelnia.
                Marcel wstał zakładając obydwie na potylicę i przeszedł kilka kroków po salonie.
                - Co mam zrobić Marco?
                 Nie miałem pojęcia co mu doradzić. Jeśli dziewczyna faktycznie umarła, nic mu już nie pomoże. Jeśli się przeprowadziła do lepszego mieszkania też niewiele mógł poradzić, szczególnie, jeśli przeprowadziła się do swojego partnera. Chyba, że gdzieś wyjechała.
                - Poszukaj jej, idź do niej domu któregoś dnia i po prostu zostaw swój numer i w liście poproś, żeby ktoś cię poinformował co się z nią dzieje. I tyle.
                Pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Uśmiechnął się delikatnie być może wierząc, że wszystko się ułoży.
                Po chwili rozległ się dźwięk pukania do drzwi.
                - Chodźmy, to pewnie Robin.

~*~ 

               
*akcja rozgrywa się w kwietniu 2015 :D 


Witam wszystkich serdecznie! :D 

Na wstępie, chciałam podziękować za liczne odwiedziny, komentarze oraz obserwacje. To tak pozytywne zaskoczenie, że pisałam ten rozdział z wielkim bananem na twarzy ;D 

Wiem, że sąsiedzi są banalni, ale jakoś musiałam ich poznać wcześniej a innego pomysłu po prostu nie miałam. 

Rozdział w gruncie rzeczy jest o niczym, krótkie wprowadzenie do historii, może lekkie przedstawienie bohaterów? 

A i zmieniłam narrację na pierwszoosobową bo po prostu lepiej mi tu pasuje, mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :D 

Mam nadzieję, że rozdział się podoba:) 

Życzę Wam miłego weekendu ♥ 

Pozdrawiam! :D 

Liczę na Wasze komentarze, pamiętaj że każdy komentarz motywuje♥

8 komentarzy:

  1. Jaka ona jest silna :) nie wiem, czy byłabym w stanie tak szybko wybaczyć osobie, która uśmierciłaby moje nogi. Ale wracając do rozdziału to bardzo mi się podoba i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznaję, że mnie zaciekawiłaś. :D
    Nie potrafię pisać długich komentarzy, ale chcę, żebyś wiedziała, że naprawdę bardzo podoba mi się ta historia. Liczę na ciekawą fabułę i zwroty akcji. ;) Jestem także pod wrażeniem Twojego stylu - trafiłaś nim w moje serce, więc... zostaję i dodaję do obserwowanych. <3
    Czekam na rozdział drugi. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Prolog nie był wcale zbyt przyjemny, bo jakoś od początku wzbudzał we mnie niepokój. Wcale nie jestem zaskoczona, ponieważ zakończył się tak...że jestem w szoku. Dziewczyna nawet nie wie, jak bardzo zmieni się jej życie.. nie jestem pewna czy wybaczyłabym tak od razu mężczyźnie, przez którego spędzę resztę życia na wózku.. Zapewne koledze Marco chodzi o Lydię.. jestem ciekawa jak dalej potoczą się ich losy.
    Pozdrawiam,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam! Trafiłam tutaj przypadkiem, normalnie nie zapędzam się w rejony piłki nożnej, ograniczam się jedynie do skoków narciarskich, ale coś w tym opowiadaniu przykuło moją uwagę i postanawiam zostać :) Taka odskocznia od codzienności, mam nadzieje, że dobrze wybrałam ;)
    Kochana, jak to jest twoje pierwsze opowiadanie, to ja boję się, jak ty będziesz pisała piąte czy dziesiąte z kolei. Fenomenalne! Masz genialny styl pisania, moje oczy aż prosiły o więcej :) Szkoda, że tak krótko, bo chciałoby się czytać bez końca. Tym bardziej, że historia w cale niebanalna, no i jaka obsada!
    Mia zamarza przy 15 stopniach na plusie? Czyli mój tata też musi być Afroamerykaninem... :P Zimy bez rękawiczek nie przetrwam, ręce automatycznie robią się sine, nie czuje palców... Brr! Ogólnie nie polecam :/
    Nie mogę uwierzyć w to, że Lydia nadal ma w sobie tyle siły, po tym, co przeszła, nie jedna osoba by się załamała.
    Domyślam się, Marcelowi chodzi o naszą sierotkę Lydię, mam rację? Na początku snułam domysły, że może tym, kto tak ją urządził może być Marco, ale teraz już niczego nie jestem pewna :D No nic, pozostaje mi jedynie czekać na kolejny rozdział ;) A zapowiada się ciekawie :)
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj ! :*
    Jestem tutaj, i nie żałuję :) Oczywiście blog o Reusie i BVB także mnie tu nie może zbraknąć już od samych pohaterów coś przykuło moją uwagę także jestem i będę ;)
    Piszesz świetnie, po prostu jestem zskoczona pozytywnie ♥
    Zapraszam do siebie na blog o Eriku Durmie http://choryukladd.blogspot.com/
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Halo, halo, oto i ja, w końcu przybywam, aby skomentować drugi rozdział. Nim w ogóle zacznę go czytać, oznajmiam, że masz tu cudowny szablon <3 Baaardzo mi się podoba, jest niesamowity (ostatnio komentowałam rozdział z telefonu i nie dostrzegłam tego cudeńka). Ach *o*
    Dobra, teraz już grzecznie zabieram się za czytanie xD
    Stwierdzam, że zrobiłaś mi papkę z mózgu. Co tu się dzieje? Oo
    Ale może po kolei. Podziwiam Lydię za to, jak podeszła do tej sytuacji. Większość ludzi, w tym prawdopodobnie i ja, na jej miejscu zapewne popadłoby w depresję, nie potrafiłoby normalnie funkcjonować a już na pewno nie byłoby mowy o wybaczeniu sprawcy!
    Obojętność lekarza trochę mnie zabolała. Niby rozumiem, że on nie może angażować się w takie rzeczy, ma mnóstwo pacjentów i pewnie nieraz spotkała go taka sytuacja, ale czy ktoś pomyślał, jak czuje się ta biedna, ładna Niemka (rety, to brzmi jak jakiś oksymoron xd)?
    Co do Reusa... Początkowo pomyślałam, że to on potrącił Lydię. Sprawca podobno miał zaczesane blond włosy i chodził na treningi z rana (podobnie jak Marco). Przyjmijmy, że to prawda, że to faktycznie on spowodował wypadek.
    Z drugiej strony wszystko wskazuje na to, że Marcel zakochał się w Lydii.
    Moja ostateczna konkluzja jest taka, że Reus prawie zabił miłość swojego najlepszego przyjaciela Oo
    Mózg rozjebany.
    Przepraszam za to brzydkie słowo, ale to chyba jedyny trafny komentarz, który przychodzi mi na myśl, gdy czytam, co tu się dzieje.
    Ta historia jest niesamowicie intrygująca.
    Pisz szybko ciąg dalszy, bo jestem bardzo ciekawa rozwojem sytuacji.
    Całuski :*
    zostan-z-nami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Wpadłam przypadkiem i jestem! Jakoś nigdy nie gustowałam w lidze niemieckiej, a tym bardziej w Borussii, ale zaciekawiłaś mnie!
    Mam wrażenie, że obaj panowie będą rywalizować o jedną panią :D
    Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie:
    - http://los-ojos-del-pasado.blogspot.com
    - http://cielito--lindo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń