wtorek, 22 marca 2016

Rozdział II

Lydia
Jako mała dziewczynka zawsze się zastanawiałam jak to jest nie móc ruszyć nogą czy ręką. Gdy po raz pierwszy złamałam sobie nogę, odczułam coś co do tej pory było mi obce - bezsilność. Cudem dałam radę wytrzymać kilka tygodni zakuta w gips. Teraz siedząc na wózku doceniłam te tygodnie. Wtedy wiedziałam, że stanę na nogi i nic mi nie będzie, co najwyżej kilka tygodni będę musiała uczęszczać na rehabilitację aby wszystko wróciło do normy, żeby mój organizm wrócił do normalności. Lecz teraz nie wiedziałam czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie chodzić, czy kiedykolwiek pójdę do piekarni po bułki.
Kiedy wybiła ósma rano dawno już nie spałam, leżałam tępo wpatrując się w sufit. Niegdyś wręcz wyskakiwałam z łóżka aby szczęśliwa móc powitać nowy dzień. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam w okno, ciemne chmury zakryły cały jego błękit, po szybach spływały krople. Pogoda była paskudna, tak samo jak mój humor. Kilka minut później w moim pokoju znalazła się Mia. Jak zwykle tryskała humorem.
- Nie śpimy! Nie lenimy się! – Krzyknęła odsłaniając okna.
- Przecież nie śpię.
                Odwróciła się do mnie, jej czarne włosy poleciały zaraz za nią, uwalniając drobinki perfum, których dzisiaj rano użyła. Urzekł mnie ich zapach. Na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Doprawdy? Śniadanie już czeka!
                Pokręciłam tylko głową.


~*~


Siedziałam z Mią na rogowej kanapie i omawiałyśmy nowy błyszczyk mojej najlepszej przyjaciółki. Odcień wręcz powalił mnie na kolana a z braku lepszych tematów postanowiłam dokładnie ją wypytać o szczegóły dotyczące tego produktu. Po chwili znałam już dokładny adres sklepu w którym go zakupiła oraz szczegółowy opis pracującej tego dnia ekspedientki. Nasze rozważania dotyczące dwóch kolorów błyszczyka z tejże drogerii przerwał donośny męski śpiew.
Zaniosłam się śmiechem a Mia zniesmaczona spojrzała na sufit licząc, że właściciel mieszkania wyżej przestanie śpiewać.
- On często ci daje takie koncerty?- Codziennie. Brakowało mi tego w szpitalu. – Przyznałam spoglądając na dłonie.
Zauważyłam, że od kiedy opuściłam mury szpitala coraz ciężej myślało mi się o tamtym okresie w moim życiu. W gruncie rzeczy wszystkie dni tam zlały mi się w jeden długi, samotny wieczór. Irytowała mnie każda wzmianka o nim w telewizji, lecz pamięć bez przerwy podsuwała mi obrazy tamtejszych lekarzy, Sali operacyjnych czy nawet toalet. Do tego stopnia przywykłam do płacenia za telewizję, że przez pierwsze dni przed włączeniem odbiornika wychodziłam z pokoju tylko po to żeby znaleźć automat w którym mogłabym uiścić opłatę.
Chciałam zamknąć rozdział dotyczący szpitala, ale wiedziałam, że to niemożliwe dopóki nie mogę chodzić. Praktycznie codziennie czekała mnie wizyta w klinice w celu rehabilitacji. Niby dwa różne miejsca, ale atmosfera jest dokładnie taka sama, nawet zapach podobny. Drugim problemem był mężczyzna, który mnie potrącił. Nie zamierzał dać mi spokoju dopóki nie „spłaci swojego długu”. Chciałam o nim zapomnieć jak najszybciej. Patrząc na jego twarz słyszałam pisk opon, dźwięk łamanych kości i widziałam to niebo, tą ulicę i maskę jego samochodu.
Łza spłynęła mi po policzku zanim zdążyłam ją opanować. Mia lekko pogłaskała moją dłoń, ale nie zadawała pytań, byłam jej za to wdzięczna. Jęknęła tylko głośno, kiedy mój sąsiad doszedł do refrenu piosenki i zaczął praktycznie krzyczeć na cały wieżowiec.
- Ja bym go na twoim miejscu zabiła.
Zaśmiałam się cicho i z rozkoszą wysłuchiwałam solo sąsiada, to był jeden z elementów należących do mojego życia. Normalnego życia, nie tego szpitalnego.
- Nie zapomniałaś o czymś? – Zapytałam ją po chwili.- A o czym miałam zapomnieć? – Kiedy spojrzała na mnie podniosłam jedną brew do góry i przyglądałam jej się ze szczerym zdziwieniem.
Naprawdę zapomniała czy się zgrywała?
- O cholera! Zapomniałam na śmierć, przepraszam Lydia!
                Znowu się zaśmiałam obserwując jak się mota i uderza otwartą dłonią w czoło.
             
- Nic się nie stało, zresztą nie wiem czy dałabym radę się nią zająć. Mogłabyś póki nie stanę na nogi
- Oczywiście!
                Westchnęłam ciężko, kolejnym elementem mojego życia, którego tak bardzo brakowało mi w szpitalu były codzienne spacery z moją suczką rasy husky. Coco była pełna życia i młoda, dokładnie tak jak ja. Kochałam ją ponad wszystko a nasze spacery były już rutyną, najbardziej wyczekiwaną porą dnia. Na nią mogłam liczyć, była najcudowniejszym psiakiem z jakim miałam kontakt w całym moim życiu. Kolejna przyjemność życia codziennego została mi odebrana przez wypadek.
Poranek minął dosyć szybko, zanim zdążyłam się obejrzeć Mia oznajmiła mi, że musi iść na zajęcia.
- Lydia, pewna jesteś, że dasz sobie radę?
- Kochanie, ja nie umieram tylko mam niesprawne nogi. Dam sobie radę, poważnie.
- No dobrze, mam nadzieję! Do zobaczenia! Będę po szesnastej, żeby zabrać cię na rehabilitację.
Nie minęło pięć minut kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Udałam się tam zastanawiając się czego tym razem zapomniała moja przyjaciółka. Była roztargniona jak nikt inny kogo znałam. Zamiast niewysokiej mulatki ukazał mi się wysoki mężczyzna ze zniewalającymi błękitnymi oczami i ciemnobrązową jeszcze wilgotną czupryną.
- Boże Lydia jak ja się martwiłem! Myślałem, że nie żyjesz!- Tylko poniekąd.- Nie słyszałem szczekania Coco, ani nie widziałem cię jak grzejesz się w słońcu na balkonie jak do tej pory. Co się stało?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć spojrzał na mnie i dokładnie przyjrzał się mojemu wózkowi. W jego oczach pojawił się nieopisany ból, smutek i jedna emocja, której nie potrafiłam opisać. Z jego twarzy zniknął wesoły uśmiech ulgi, pojawił się zacięty wyraz, którego szczerze nienawidziłam. Pojawiał się zawsze gdy był zły.. Czy był zły na mnie?
- Mogę wejść? – Skinęłam głową i przesunęłam się wózkiem na tyle, by był w stanie się przecisnąć.
Wszedł do mojego mieszkania i rozejrzał się.
- Gdzie Coco?- U Mii, nie byłabym w stanie jej wyprowadzać. – Przyznałam cały czas obserwując jego twarz. Nie zmienił jej wyrazu, nadal zdawał się być wściekły. Poszedł do kuchni i włączył czajnik, żeby zagotowała się woda. Spojrzał w okno i wyraźnie się nad czymś zastanawiał.- Mógłbym się nią zająć, przecież mieszkam tylko piętro wyżej.- Marcel, nie mogłabym cię o to prosić. I tak masz dużo pracy, treningi, a dobrze wiesz, że Coco potrzebuje bardzo dużo uwagi.
Pokiwał tylko głową i nie odezwał się ani słowem.
- Jak do tego doszło? – Zapytał po raz pierwszy zawieszając na mnie wzrok dłużej niż sekundę.
Głośno westchnęłam i spojrzałam mu w oczy, dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo źle się czułam bez niego. Opowiedziałam mu całą historię, zaczynając od szczegółowego opisu dnia wypadku. Uważnie mnie słuchał cały czas stojąc oparty o bufet, zmienił pozycję tylko raz w celu wyłączenia gotującej się wody.  W pewnym momencie nie wytrzymałam i łzy zaczęły płynąć mi z oczu. Ani słowem nie wspomniałam o sprawcy wypadku.
- Dlaczego nic nie wiedziałem?
Jego głos nie był pełen wyrzutu jakby się mogło wydawać, przepełniał go nieopisany smutek. Ale nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego nie pomyślałam o nim w trakcie długich samotnych chwil w szpitalu? Czy aby na pewno? Po chwili rozmyślania w kompletnej ciszy dotarło do mnie, że nie chciałam, żeby mnie widział w tym stanie.
- Nie chciałam, żebyś mnie taką oglądał. Byłam w naprawdę kiepskim stanie Marcel.
Pokiwał głową na znak zrozumienia i uśmiechnął się po chwili.
- Co powiedział lekarz? Kiedy się tego pozbędziesz?  - Zapytał  wskazując brodą mój wózek.- Prawdopodobnie nigdy.
Spojrzałam w okno i pojedyncza łza znów spłynęła po moim policzku. Marcel podszedł do mnie i kucnął przy mnie. Podtrzymał moją brodę zmuszając do popatrzenia na siebie.
- Będziesz chodzić rozumiesz? I ja ci w tym pomogę. Obiecuję Lydia.
Wywołał na mojej twarzy szczery uśmiech. Umiał mnie pocieszyć jak nikt inny. Wstał z kucek i spojrzał na zegarek. Minęła jedenasta.
- Ty nie powinieneś mieć treningu teraz? – Zapytałam patrząc jak mężczyzna w dresie odpala laptopa.- Mam drobną kontuzję, jestem zwolniony do końca miesiąca.
                Nie odezwałam się ani słowem i z wielkim trudem przeniosłam się z wózka na sofę, na samym końcu prawie upadłam, gdy wózek odjechał za daleko.
- Lydia! Mogło ci się coś stać, następnym razem masz mi powiedzieć, pomogę ci.
- Oh Marcel, a co będzie kiedy zostanę sama w domu i ciebie nie będzie w pobliżu? Muszę sobie jakoś sama dawać radę.
- W takim razie się wprowadzam! – Stwierdził wesoło opadając na poduszki obok mnie. -  Będziemy mieli czas dogłębnie się poznać. – Wykonał zabawny taniec brwi.
                Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na wyświetlacz laptopa. Od chwili leciała czołówka naszego ukochanego serialu. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.
-Uznałem, że jesteś w tyle skoro tyle czasu nie było cię w domu.- I nawet się nie mylisz.- Przyznałam szczerze uświadamiając sobie ile odcinków mam do nadrobienia.- Nigdy się nie mylę. – Puściłam tę uwagę mimo uszu i zagłębiłam się w początkowych scenach odcinka.


~*~


                Zegar wybił szesnastą kiedy ktoś ponownie zapukał do drzwi. Marcel nie pozwolił mi się ruszyć tylko sam bohatersko pognał do przedpokoju aby wpuścić przybysza. Nie zdziwiłam się gdy zobaczyłam Mię wkraczającą do salonu z pytającą miną.
- Kto to? – Zapytała nie zważając na obecność Marcela w pokoju.
- Sąsiad z góry, Marcel, Mia. Poznajcie się.
-To ten od koncertów? – Zapytała zdejmując  z siebie brązową skórzaną kurteczkę.
                Marcel spojrzał na mnie speszony.
- Nie wiedziałem, że to słychać. – Przyznał drapiąc się po szyi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – Zaśmiała się Mia.


~*~


                Po godzinie dotarłyśmy do kliniki w której odbywała się moja rehabilitacja. Lekarz kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się dobrodusznie. Pamiętał mnie z poprzednich wizyt.
- Pani Fischer! Jak miło panią widzieć.
- Pana również. – Uśmiechnęłam się. – Od czego dzisiaj zaczynamy?
Lekarz wprowadził mnie do Sali i usadził na urządzeniu, które prostowało moją nogę i potem ją z powrotem zginało. Ćwiczenie to nie wymagało ode mnie żadnego zaangażowania, ponieważ maszyna wykonywała ruchy za mnie, służyło to jedynie rozgrzaniu moich mięśni do dalszych ćwiczeń. Niestety większość ćwiczeń, które wykonywałam służyła jedynie temu aby mięśnie nie zanikły. Lekarz powiadomił mnie, że próbować chodzić mogę dopiero po miesiącu, efektów możemy spodziewać się po dwóch, trzech miesiącach od rozpoczęcia „chodzenia” w trakcie rehabilitacji.
Siedziałam wsłuchując się w muzykę lecącą z głośników, która miała pomóc wszystkim pacjentom w leczeniu. Zamknęłam oczy i czułam przyjemną pracę mięśni połączoną z muzyką, robiłam coś co miało mi pomóc w chodzeniu i szczerze mówiąc była to jedna z przyjemniejszych części tego dnia.
- Lydia! – Moje głośno wypowiedziane imię przerwało przyjemną chwilę relaksu. Otworzyłam oczy i spodziewałam się zobaczyć mojego lekarza, jednak zobaczyłam kogoś najmniej spodziewanego w tym momencie.
- Auba, miło cię widzieć. Co tu robisz? – Zapytałam szczerze zdziwiona obecnością dawnego przyjaciela akurat w tym miejscu.
- Raczej ja powinienem cię o to spytać. Jestem piłkarzem i bycie w ośrodku rehabilitacyjnym jest częstym zjawiskiem w moim zawodzie.
- Dokładnie śledzę twoją karierę i nie słyszałam, żeby coś ci się stało. – Przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko.
- Przyjechałem z przyjacielem. – Wyszczerzył się. – A ty co tu robisz?
- Nie widzisz? Mam problem z nogami. – Przewrócił oczami po raz kolejny.
- Zawsze kochałem twoją bezpośredniość. A konkretniej?
                Kiedy otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć otumanił mnie niesamowity głos. Jego głęboka barwa przyprawiła mnie o dreszcze na całym ciele. Czułam jakby delikatna mgiełka nadal pieściła moje ciało za sprawą niesamowitego basu mężczyzny, który stał zaraz za mną. Wszystkie mięśnie w moim ciele się zbuntowały i zwiotczały, cieszyłam się, że siedzę. Czułam jak moje serce przyspiesza a ja zastanawiałam się jak ktoś tylko za sprawą głosu jest w stanie wprawić mnie w takie otumanienie.
- Auba, czy ty nie potrafisz wytrzymać chwili bez podrywania? Na sekundę cię z oczu nie można spuścić.
Mój stary przyjaciel tylko się zaśmiał i spojrzał na swojego towarzysza.
- Marco, to moja dawna przyjaciółka Lydia, Lydia, to mój przyjaciel z klubu Marco.
                Spojrzałam na Marco i zamarłam. Kiedyś już go widziałam, jednak nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Dopiero kiedy przemyślałam słowa Auby dotarło do mnie skąd znam mężczyznę. Marco Reus! Robin i Batman! Uśmiechnęłam się. Na żywo Marco robił dużo większe wrażenie niż w telewizji.  Zawsze uważałam go za przystojnego jednak to jak wyglądał w rzeczywistości było nie do opisania.
- Miło cię poznać Lydia. – Powiedział a jego głos ponownie mnie opatulił.
- Ciebie również Marco.


~*~


Witam wszystkich serdecznie! Przepraszam bardzo za tyle dni nieobecności, ale zmieniam klasę. I niestety dochodzi mi rozszerzona matematyka. W ciągu kilku tygodni musiałam (nadal muszę:c)  nadrobić materiał siedmiu miesięcy rozszerzenia. Więc moje życie kręci się głównie wokół matematyki...Teraz się rozchorowałam i znalazłam trochę czasu żeby napisać ten rozdział. Wiem, że jakościowo jest kiepski, ale chciałam coś dodać, mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzione mną jakoś mocno:( Zbliżają się święta i w trakcie nich powinien pojawić się trzeci rozdział, ale już teraz życzę Wam Wesołych Świąt! I bogatego zająca :p 

Dziękuję za liczne odwiedziny, obserwacje i naprawdę motywujące komentarze! :D 
Zaległości na blogach postaram się nadrobić jak najszybciej. :) 

Mimo nieobecności, liczę na Wasze komentarze, pamiętajcie, że nawet ten króciutki komentarz strasznie motywuje! :D

12 komentarzy:

  1. Hej!
    Zaprosiłaś mnie już jakiś czas temu do zapoznania się z tym opowiadaniem, ale ja dopiero dzisiaj znalazłam czas, aby tutaj zajrzeć.
    I żałuję, że zrobiłam to dopiero teraz, bo bardzo mi się tutaj podoba.
    Współczuję Lydii, los jej nie rozpieszcza. Mam nadzieję, że rehabilitacja zaowocuje i dziewczyna w przyszłości stanie jeszcze na nogach.
    Zapowiada się naprawdę ciekawe opowiadanie, w dodatku świetnie pisane, więc zostaje na dłużej, do samego końca. ;)
    Czekam na kolejny i dużo weny życzę.
    Buziaki. ;*
    Wesołych świąt Wielkanocnych :D
    Ps. Jest możliwość bycia informowanym? Jeśli tak, to bardzo bym prosiła o informowanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie, no nie powiem :D a nasza bohaterka da sobie radę, jest silna i pokona przeszkody ;)
    czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oto przybywam!
    Hmm, zacznę może od tego, co pisałaś na moim blogu [czyt. od zaproszenia na nowy rozdział]. Jak coś, nie musisz mnie informować, bo na bieżąco widzę nowe posty w liście czytelniczej i kiedy tylko mam czas, przybywam z komentarzem (z tego powodu nie mam nawet zakładki ze spamem XD). O, taka tam ciekawostka czy coś ^^"
    Ale przejdźmy do opowiadania.
    Hmm, czyli to nie Marco potrącił Lydię. Ciężko mi określić, co teraz czuję. Mogę powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą, ale jednocześnie jestem trochę... rozczarowana (?). Chyba brzmi to idiotycznie, ale to mogłoby być naprawdę ciekawe zjawisko, gdyby Lydia zakochała się w swoim oprawcy. Ciekawe, nieco przerażające i nieprzewidywalne. I jakże oryginalne! Ale tak w sumie to sprawca w którymś rozdziale spieszył się na trening, o ile dobrze pamiętam. Czyżby to był klubowy kolega Marco? To też będzie interesujące.
    W sumie to nieważne co nam tu zaserwujesz, ja będę czytała, bo oczarował mnie Twój styl pisania i całokształt tego opowiadania. I jego niebanalność oczywiście.
    Marcel ;D
    Bawi mnie ten chłopiec. Doprawdy zabawne stworzonko :3 Miło się czyta o jego śpiewaniu pod prysznicem i o jego życzliwości. Szkoda, że niewiele jest tak pomocnych ludzi. Z drugiej strony, gdyby nie chciał umówić się z Lydią, zapewne nigdy by nie zauważył jej problemów i pozostałby obojętny. Nie winię go za to, po prostu wzięło mnie na takie lekko filozoficzne rozmyślania o życiu, świecie i postawie ludzkości. Haha, już kończę xD
    Wracając do głównego wątku, Lydia chyba polubiła Marco. Mam nadzieję, że on także ją polubi i będą razem żyli długo i szczęśliwie. Zupełnie poważnie, bardzo ciekawi mnie, jak to wszystko się między nimi rozwinie.
    'I niestety dochodzi mi rozszerzona matematyka.' = pfff, jak to 'niestety'? Rozszerzona matma to najwspanialsze, co mnie spotkało, też to polubisz, zobaczysz :) A jakbyś miała jakieś problemy, to możesz do mnie pisać. Może nie jestem geniuszem matematycznym, ale kocham ten przedmiot całym sercem i coś tam ogarniam xD
    Również Tobie życzę Wesołych Świąt.
    Całuski :*
    zostan-z-nami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację! Na pewno będę się stosować. i jeszcze raz przepraszam za spamik kochana :* Co do matematyki.. No cóż, jestem przerażona materiałem rozszerzenia:( Jeśli spotkają mnie jakieś problemy chętnie skorzystam z propozycji♥ I bardzo Ci dziękuję za komentarz♥

      Usuń
    2. Pragnę poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji pod tym linkiem:
      http://zostan-z-nami.blogspot.com/p/na-wstepie-chciaabym-goraco-podziekowac.html
      Całuski :*

      Usuń
    3. Kurczę... Oglądam mecz Niemcy - Włochy, na boisko wchodzi Reus i nabrałam ochoty, aby do Ciebie zajrzeć.
      A tu taka niespodzianka - jestem na bieżąco, wszystkie rozdziały przeczytane 😅
      Przepraszam za offtop, ale tak mnie to zaskoczyło, że musiałam komuś się zwierzyć xD

      Usuń
    4. Przepraszam, że zawiodłam, ale z pewnych względów nie mogłam napisać niczego nowego. Jeśli jutro wrócę ze szkoły wcześniej (kogo ty oszukujesz), i ogarnę wos wcześnie, rozdział pojawi się wieczorem (w nocy..)
      I ogólnie to dziękuję za nominację, miałam Ci jutro dodać komentarz z podziękowaniem♥ i naprawdę miło mi się zrobiło, że ktoś chciałby to czytać, dziękuję bardzo!:*

      Usuń
  4. Hej!
    Wreszcie przybywam i ja. Dziewczyna na wózku po wypadku... Hmm... Mam w opowiadaniu podobna sytuacje. :)
    Wiesz, że byłam przekonana, że to Marco potrącił Lydie! A tu taka niespodzianka. Zaskoczyła się bardzo.
    To opowiadanie wydaje się być świetne. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej rozwinie się akcji i jak to wszystko się potoczy.
    I moje kochane TVD tu jest. :)
    Przepraszam, że dziś tak krótko, ale święta sprawiają, że nie mam na nic czasu.

    Wesołych Świąt,
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Mogłabyś powiadamiac o nowościach?

      Usuń
    2. Kochana, szczerze przepraszam jeśli sytuacja wydaje się podobna do tej u Ciebie jednak nie planowałam czegoś podobnego. Dopiero zaczynam życie w blogsferze ale mogę Ci obiecać że pomysł jest w stu procentach mój (swoją cegiełkę dołożyła moja dobra przyjaciółka). Jeśli Cię to urazilo czy uznalas to za plagiat, najmocniej przepraszam! Jednak w momencie publikacji prologu nie miałam pojęcia o tym że taki bądź podobny pomysł juz gdzieś się pojawił.:)
      I TVD nie mogło zabraknąć bo to jeden z moich ukochanych seriali♥
      Również życzę Wesołych Świąt i gorąco pozdrawiam.:)
      I oczywiście jest możliwość powiadamiania o nowościach, jeszcze raz przepraszam kochana!

      fulmine

      Usuń
  5. Hej ♥
    Wiem, miałam być tutaj w święta, ale nie było czasu, goście, znajomi, wyjazdy i tak to wszystko się potoczyło, że dopiero teraz znalazłam czas na przeczytanie ;c
    Lepiej późno niż wcale, nie ? ^^
    Dziewczyna na wózku ;c przykre ... ona musi być zdrowa ! Bo Cię uduszę :D
    Do następnego ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj tak naprawdę krótko..
    PO PIERWSZE- BARDZO BARDZO BARDZO DZIĘKUJĘ za komentarz u mnie pod rozdziałem. Nie wiem co mam powiedzieć. Strasznie ci dziękuję za tyle wspaniałych słów. Wzruszył mnie do łez, dziękuję. Wiem, że kolejny rozdział zawaliłam i serce mi pękało, że zawiodę, mam nadzieję, że jednym rozdziałem bloga nie skreślisz:) Jeszcze raz dziękuję<3
    Już przechodzę do rozdziału! Byłam prawie..nawet nie prawie. Po prostu byłam pewna, że to Marco spowodował wypadek.
    No dobrze, kto nie ważne..byle wyzdrowiała, byle zaczęła chodzić. Ona musi chodzić. Cholera.
    Nie wiem co będzie dalej, oby wszystko poszło po dobrej myśli.
    No i wiesz co? ...Auba:)
    Ja tego gościa kocham. Wieelki PLUS za wciągnięcie go do tej historii. No i już się nie mogę doczekać kolejnej części. Mam nadzieję, że pojawi się niedługo bo mnie już zżera z niecierpliwości i co będzie dalej. Aż chce mi się nogami tupać w miejscu mówiąc "ja chcem next" :'D
    Dużo, dużo weny i chyba powtórzę po raz trzeci-dziękuję<3
    Do następnego!<3
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń